Sezon 2018 w wykonaniu SJ Earthquakes był tragiczny. Nie przeciętny, nie zły, nawet nie bardzo zły, był po prostu tragiczny. Kibice chcą o nim jak najszybciej zapomnieć, ale o tym nie mogą w żadnym wypadku myśleć włodarze, którzy co prawda muszą oddzielić przeszłość grubą kreską, ale zanim to jednak zrobią, należałoby wyciągnąć wnioski i naprawić błędy, których w ostatnim czasie nie brakowało.
Poprzedni rok był dla Quakes wyjątkowo udany. Awans do play-offów po raz pierwszy od 2012 roku, w dodatku LA Galaxy poza pierwszą szóstką. Jeszcze przed sezonem wspominałam w Przewodniku Kibica, że o powtórzenie sukcesu będzie naprawdę trudno. Nie spodziewałam się jednak aż takiego zjazdu, jaki było nam dane obserwować przez cały sezon 2018 z wyłączeniem pojedynczych spotkań, których było tyle, co kot napłakał. Skłamałabym, mówiąc, że oglądanie ekipy Mikaela Stahre, sprawiało mi radość. Zebrałam się jednak w sobie i niektóre mecze obejrzałam jeszcze raz. Postaram się zatem odpowiedzieć na pytanie, co poszło nie tak i dlaczego wszystko.
Za wysokie progi na Mikaela nogi
Wydawało się, że nowy szkoleniowiec SJ Earthqakes wie, czego chce i idealnie pasuje do planu dyrektora generalnego – Jessego Fioranelliego. Bardzo szybko okazało się, że praca w USA znacznie różni się od pracy w Europie, a zamiast zespołu mieliśmy zbiór indywidualności, z których trener nie potrafił stworzyć drużyny. Nowe realia bardzo szybko sprowadziły szwedzkiego szkoleniowca na ziemię. Co prawda w pierwszym meczu sezonu wygrał z Minnesotą United, ale na kolejną wygraną czekał do maja (również wygrana z The Loons, tym razem na wyjeździe). Kolejny (i zarazem ostatni) komplet punktów to dopiero sierpień… Cztery wygrane w całym sezonie. Brzmi nieprawdopodobnie, ale tak rzeczywiście było. Można próbować usprawiedliwiać szkoleniowca, ale na litość boską – nie przy szesnastu przegranych meczach i czterech wygranych na dwadzieścia osiem spotkań. Mikael Stahre przyszedł do kompletnie nowej ligi, której specyfika wymaga maksymalnego poświęcenia i zmiany przyzwyczajeń doskonale znanych z europejskich boisk. A on się kompletnie zagubił w tym, co proponował piłkarzom i kibicom. Tak, zatrudnienie Szweda było strzałem w kolano dla próbującego wrócić na salony SJ Earthquakes. Istna szwedzka katastrofa, bo Stahre to nie był jedyny błąd włodarzy klubu…
Szwedzki (i nie tylko) zaciąg przeciętniaków
Wydawało się, że do Kalifornii zawitali piłkarze, którzy będą stanowili o sile zespołu. Mikael Stahre ściągnął znanego mu dobrze Magnusa Erikssona, który zajął miejsce Designated Player. Zawodnik w przeszłości grał pod wodzą trenera, w poprzednim sezonie został królem strzelców ligi szwedzkiej w barwach Djurgårdens IF. Przypomnę, że wcześniej jako DP grał taki as jak Simon Dawkins. Każdy byłby lepszy od Jamajczyka, nie zmienia to jednak faktu, że Eriksson zawiódł i to po całej linii. 28-latek strzelił sześć goli (z czego połowę z rzutów karnych) i zanotował trzy asysty. Nie takiego lidera spodziewali się włodarze, kibice, koledzy z szatni. Myślę, że sam Stahre nie spodziewał się, że tak wiele rzeczy się nie sprawdzi, a transfery okażą się niewypałem.
Wydawało się, że zespół pożegnał się z przeciętnymi zawodnikami, a tzw. szrot został odstrzelony. Jakież musiało być zdziwienie kibiców, kiedy okazało się, że na miejsce jednych „ananasów” przyszli kolejni. Wykluczam już z tego grona Erikssona, ale do drużyny dołączył m.in. lewy obrońca – Joel Qwiberg, który najwyżej grał w drugiej lidze szwedzkiej (zapuścił się też do drugiej ligi holenderskiej). Któżby się spodziewał, że nie poradzi sobie w MLS? Najwidoczniej wszyscy poza włodarzami SJ Earthquakes. Zakontraktowanie graczy z klubu afiliacyjnego (Reno 1868 FC) też nie wyszło Quakes najlepiej, a kolejni piłkarze, którzy zostali wybrani w SuperDrafcie, również nie stali się z miejsca gwiazdami pierwszej drużyny, nie mówiąc już o tym, że niektórzy mieli problemy z odnalezieniem się w USL (ponownie wracamy do klubu afiliacyjnego). Chris Wehan, Jimmy Ockford, Kevin Partida, Eric Calvillo, Danny Musovski, Mohamed Thiaw, Paul Marie – mówią Wam coś te nazwiska? Nie zdziwię się, jeżeli nie macie pojęcia, kim są ci gracze. Ja niestety miałam okazję „podziwiać” ich zarówno w MLS, jak i USL. I powiem Wam, że nie był to materiał na pierwszy skład SJ Earthqaukes. Nie twierdzę, że żaden z nich w najbliższym czasie nie odpali, ale z pewnością żaden z nich nie stanowił o sile tej drużyny w poprzednim sezonie. Ot, kolejni zapychacze, którzy dostali kontrakty.
Jeżeli miałabym za coś pochwalić włodarzy, to zdecydowanie za wykupienie Danny’ego Hoesena z FC Groningen. Holender strzelił 12 goli, będąc tym samym najskuteczniejszym graczem SJ Earthquakes. Bardzo prawdopodobne, że bez niego Quakes faktycznie zostaliby najgorszą drużyną w historii ligi…
„Strefa 14” i inne grzeszki Quakes
Co doprowadziło do tak fatalnej postawy SJ Earthquakes w tym sezonie? W bardzo dużym skrócie: trener parodysta, bardzo przeciętna kadra, brak lidera z prawdziwego zdarzenia, nietrafione transfery, młodzież, która nie zachwyciła i brak pomysłu na grę. Wybuchowa mieszanka, która nie mogła przynieść niczego dobrego. Już po pierwszych tygodniach można było się spodziewać, że ten sezon będzie istną katastrofą, ale większość łudziła się, że Stahre zdoła to poukładać. No cóż, nie wyszło.
Mikael Stahre przychodził do MLS z opinią gościa, który preferuje defensywny styl gry. Życie szybko go zweryfikowało. Pierwsze pięć meczów i dziesięć straconych goli. Łącznie 71 straconych bramek, drugi najgorszy bilans w lidze (-22) i oczywiście miano najgorszej drużyny w tym sezonie (zaledwie 21 punktów). Jeżeli to nie obrazuje całkowitego upadku tego zespołu, to nie wiem, co zrobi to lepiej. Poniższy interaktywny wykres przedstawia średnią punktów zdobytych w jednym sezonie.
Pod koniec maja Matt Doyle i Bobby Warshaw (eksperci oficjalnej strony MLS dla niezaznajomionych z tematem) wzięli na tapetę problemy SJ Earthqaukes w tzw. strefie 14. W dużym uproszczeniu oznacza to brak klasowego defensywnego pomocnika. Kogoś, kto odpowiadałby za jedną z najbardziej niebezpiecznych stref na boisku. Tymczasem w meczach Quakes właśnie w tym miejscu były puste przestrzenie, które doskonale wykorzystywali przeciwnicy. Nawet Ci, którzy przecież w tym sezonie, delikatnie mówiąc, również nie zachwycali. Co robili rywale w strefie 14? Minnesota United: gol, asyta, kluczowe podanie, 2/2 dryblingi, LA Galaxy: gol, asysta, 3/3 dryblingi, Sporting KC (oni akurat rozegrali dobry sezon, co zresztą widać też po liczbie wykreowanych sytuacji w samej strefie 14): 2 gole, asysta, 4 kluczowe podania, 3/3 dryblingi. To tylko trzy wybrane mecze, które nie obrazują skali problemu. Do tego dochodzą faule w „groźnym” miejscu na boisku, nieumiejętność wyjścia spod pressingu, pozwolenie rywalom na oddawanie strzałów. I w tym miejscu jeszcze raz przypomnę, że Stahre miał być trenerem, który preferuje d e f e n s y w n y styl gry…
Do the Quakes need to make a change in the center of the park? https://t.co/zRFUgzMH3Q
— Major League Soccer (@MLS) 28 maja 2018
Szkoleniowiec miał również problemy z ustawieniem taktycznym. Początkowo było to 4-2-3-1 przechodzące w 4-2-2-2, które miało być opozycją dla często stosowanych w MLS 4-2-3-1 i 3-5-2. Trzeba jednak pamiętać, że gra systemem 4-2-2-2 wcale nie jest najprostsza i nie ułatwia znalezienia miejsca dla graczy, których trener chce widzieć w podstawowym składzie za wszelką cenę. Przypomnę Jessego Marscha i NY Red Bulls z początku poprzedniego sezonu. Czerwone Byki za wszelką cenę próbowały gry w tym ustawieniu, co kompletnie im nie wychodziło, a sfrustrowany Sacha Kljestan, który miał błyszczeć, snuł się po murawie. Na szczęście dla NY Red Bulls po jakimś czasie Marsch zaniechał tych eksperymentów. Stahre widział Floriana Jungwirtha i Anibala Godoya za plecami Magnusa Erikssona i Vako. Bardzo szybko okazało się jednak, że nie jest to dobry pomysł, a Godoy i Jungwirth gubią się w tym ustawieniu, nie spełniając roli defensywnych pomocników. Powiedzmy sobie szczerze: żaden z nich nie zachwycał w tym sezonie. Niech najlepiej świadczy o tym fakt, że w końcówce sezonu pierwsze skrzypce grał Luis Felipe, który rok temu wybijał się na tle kolegów w USL (Reno 1868 FC). Nie świadczy to najlepiej o postawie zawodników.
Trener miał również ogromne problemy z obsadzeniem lewej obrony. Wspomniany już wcześniej Joel Qwiberg okazał się kompletnym niewypałem. Z braku laku grał tam też Jungwirth, którego trenerzy od poprzedniego roku widzą w roli zapchajdziury, choć to nominalny defensywny pomocnik, Kevin Partida (#48 SuperDraftu 2018), dopiero Shea Salinas radził sobie w tej roli naprawdę przyzwoicie. Warto jednak dodać, że 33-latek występował do tej pory jako lewoskrzydłowy. Nie powinno zatem nikogo dziwić, że również popełniał błędy. Nie odstawał jednak od swoich kolegów. Dla kibiców Quakes jest to jednak marne pocieszenie, pozostał im bowiem śmiech przez łzy.
Problemy były również w ataku, gdzie znalezienie optymalnego ustawienia sprawiało problemy, nie mówiąc już o strzelaniu goli, bo tych Quakes zdobyli zaledwie 49. W dodatku 32 trafienia to dzieło Hoesena, Wondolowskiego i Vako, co daje ponad 65% wszystkich bramek! Zdarzały się pojedyncze przebłyski w ofensywie, ale to nie wystarczyło.
I tylko tego Wondo szkoda…
Chris Wondolowski jest nieśmiertelny. Co roku zwracamy uwagę, że ma za duży wkład w grę w SJ Earthquakes, co roku ktoś ma przejąć po nim schedę i co roku kończy się tak samo: to Wondo jest najskuteczniejszym piłkarzem tej drużyny. W tym sezonie wszyscy obserwowali jego walkę o tytuł strzelca wszechczasów w historii Major League Soccer. Ostatecznie zabrakło mu jednego gola do wyrównania rekordu Landona Donovana (145), ale co się odwlecze, to nie uciecze. 35-latek pobije ten rekord w przyszłym roku, bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że dopiero wtedy będzie mógł z poczuciem spełnionego obowiązku zawiesić buty na kołku. Warto dodać, że co prawda w tym sezonie Danny Hoesen strzelił od niego o dwie bramki więcej, ale Wondolowski ponownie był najlepszy w klasyfikacji kanadyjskiej (10 goli i 5 asyst). Trzymam kciuki, żeby jak najszybciej pobił rekord Donovana, bo facet jest bez wątpienia żywą legendą ligi.
Jak już jesteśmy przy Wondo, to rozdam od razu nagrody za poprzedni sezon, bo 35-latek zgarnia tytuł MVP. W tym miejscu mogą pojawić się głosy oburzenia, że to Vako powinien zostać laureatem tej nagrody. Powiem tak: skoro zawodnik, który miał być liderem zespołu, grał w niemal każdym meczu i ponownie dał się przyćmić Wondolowskiemu, to coś jest chyba nie tak i to coś nazywa się nieumiejętnością wzięcia ciężaru gry na swoje barki. Nie da się mu odmówić chęci i przebłysków, ale to wciąż za mało. Najlepszym młodym graczem zostaje bez wątpienia Nick Lima, o którego grze napiszę trochę więcej w kolejnych linijkach. Inna sprawa, że nie miał zbyt wielkiej konkurencji. Największym rozczarowaniem mógłby być Mikael Stahre, ale nie będziemy tu pisać o trenerach, więc zostaje tylko jeden naturalny wybór, jakim jest Magnus Errikson, o którego postawie wspominałam już wcześniej.
Światełko w tunelu?
Jeżeli mamy dopatrywać się jakiś pozytywów, to z pewnością jest kilku młodych zawodników, którzy mogą stanowić o sile tego zespołu. W tym roku najlepszy z nich był bez wątpienia prawy obrońca – Nick Lima. Co prawda 24-latek nieco dostosował się do marazmu i przeciętności całej drużyny, ale i tak był jednym z jej najjaśniejszych punktów. Powiedziałabym, że w przyszłym sezonie ponownie będzie błyszczał i prawdopodobnie wskoczy na jeszcze wyższy poziom, ale na ten moment nie wiem, czy dokona tego w MLS, czy już w Europie, gdzie na ten moment trenuje z drużyną Herthy Berlin.
Jednym z piłkarzy, na których się nieco zawiodłam, jest Jackson Yueill. W poprzednim sezonie #6 SuperDraftu 2017 dawała nadzieję na naprawdę świetną grę w obecnym sezonie. Do tej sporo mu brakowało, ale chłopak ma bardzo duży potencjał i wierzę, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Do tego dochodzi Luis Felipe, który w pewnym momencie rozdawał karty na pozycji defensywnego pomocnika. Nie wiem, czy utrzyma się na takim poziomie w przyszłym roku, ale warto na niego zwrócić uwagę. W ostatnich meczach sezonu między słupkami zagościł wychowanek SJ Earthquakes – JT Marcinkowski. 21-latek regularnie bronił w USL (Reno 1868 FC) i zadebiutował w MLS, to przyszłość tej drużyny i bardzo się cieszę, że dostał swoją szansę, liczę też, że na dobre zagości w bramce tej drużyny w przyszłym sezonie. Na razie nie jest jeszcze głośno o kolejnych wychowankach, ale Gilbert Fuentes i Jacob Akanyirige mogą dać o sobie znać właśnie w przyszłym sezonie. Warto gdzieś zanotować te nazwiska.
Matías Almeyda – nadzieja na lepsze jutro
Na szczęście SJ Earthquakes w końcu poszli po rozum do głowy i pożegnali się trenerem parodystą. Mikael Stahre przestał pełnić funkcję pierwszego trenera 17 września. Do końca sezonu zastąpił go Steve Ralston i trzeba powiedzieć, że pod jego wodzą zespół rozegrał najprawdopodobniej najlepszy mecz w sezonie (przegrana 3:4 z Atlantą United).
El Profe está aquí… ⚫️🔵#BienvenidoMatias pic.twitter.com/sJ2Shl1GJi
— San Jose Earthquakes (@SJEarthquakes) 8 października 2018
Włodarze zrozumieli jednak, że klub potrzebuje długofalowego projektu i poważnego trenera. Takim szkoleniowcem jest Matías Almeyda. Tak, ten sam Matías Almeyda, który w fiale Ligi Mistrzów CONCACAF pokonał w tym roku Toronto FC. Tym samym zdobył dla Chivas de Guadalajara pierwszy międzynarodowy tytuł od 54. lat. Wtedy wbił mi jako kibicowi MLS nóż w serce, ale informacja o jego zatrudnieniu w SJ Earthquakes napawa mnie optymizmem. Wydaje się, że w końcu będzie to miało ręce i nogi, a trener będzie miał plan nie tylko na najbliższe miesiące czy sezon, a na najbliższe lata. W końcu chodzi o to, żeby wyciągnąć ten klub z marazmu i ponownie wprowadzić na salony. Obserwatorzy ligi meksykańskiej zapowiadają, że jest to strzał w dziesiątkę. Jeżeli trener faktycznie angażuje się tylko w ambitne projekty, to jest już to dobry omen. Cieszy również fakt, że potrafi dotrzeć do piłkarzy, stawia na ofensywną piłkę z wysokim pressingiem i nie boi się wprowadzać młodych zawodników do gry. Mam nadzieję, że to wszystko okaże się prawdą, bo kibice Quakes prawdopodobnie nie przeżyją kolejnego rozczarowania.
ZMIANY W ROSTERZE NA SEZON 2019
AKTUALNY SKŁAD
BRAMKARZE (3): Matt Bersano, JT Marcinkowski, Andrew Tarbell
OBROŃCY (10): Francois Affolter, Jacob Akanyirige, Harold Cummings, Guram Kashia, Nick Lima, Paul Marie, Jimmy Ockford, Kevin Partida, Joel Qwiberg, Shea Salinas
POMOCNICY (9): Eric Calvillo, Magnus Eriksson, Luis Felipe, Gilbert Fuentes, Anibal Godoy, Florian Jungwirth, Tommy Thompson, Vako, Jackson Yueill
NAPASTNICY (2): Danny Hoesen, Chris Wondolowski
Piłkarze, z którymi nie przedłużono kontraktów: Yeferson Quintana, Jahmir Hyka,Chris Wehan, Danny Musovski, Mohamed Thiaw. Kontrakt Dominica Oduro wygasł wraz z końcem sezonu 2018.