Gdy 13 lipca 2015 roku Manchester United oficjalnie zaprezentował Bastiana Schweinsteingera jako nowego piłkarza zdania były podzielone. Jedni (całkiem słusznie) uważali, że mamy do czynienia z jednym z najwybitniejszych pomocników pierwszej dekady XXI wieku i gigantyczne pieniądze zarabiane przez Niemca w ciągu roku, to absolutnie żadna przeszkoda (dla uzupełnienia wiedzy – 14,3 mln funtów na rok). A już zwłaszcza dla Manchesteru United, który po odejściu Sir Alexa Fergusona słynie z notorycznego przepłacania graczy. Drudzy (również słusznie) uważali, że Basti najlepsze lata ma już za sobą i nie warto zatrudniać piłkarza, który w ciągu kilkunastu sezonów zaliczył blisko 30 mniejszych bądź większych kontuzji.
Z perspektywy kolejnych 12 miesięcy pobytu w Anglii największymi przegranymi nie są Czerwone Diabły (choć wpakowali mnóstwo pieniędzy, w umówmy się, ryzykowny kontrakt), a sam Basti, który przez swoje nieposłuszne więzadła w kolanach tracił kolejne i kolejne mecze, aż w końcu wyzdrowiał, po czym znów złapał kontuzję. Gdy wydawało się, że jego zdrowie uległo poprawie na dłuższy okres czasu, pojawiła się kolejna duża przeszkoda. Mowa oczywiście o Jose Mourinho. Ponad rok czasu, a jaka krótka historia. Nieprawdaż?
Schweini nie chce grać dla portugalskiego szkoleniowca albo inaczej: portugalski szkoleniowiec nie chce, by to Niemiec grał dla niego. W każdym bądź razie obu dżentelmenom jest ze sobą nie po drodze. Niemiec ma dopiero 32 lata i jak na dzisiejsze standardy to jeszcze „młody bóg”, z co najmniej kilkoma sezonami profesjonalnej kariery. Mimo nieposłusznych kolan Bastian może jeszcze pograć. Nie w Anglii, gdyż tempo jest zbyt wysokie. Chiny czy USA? Oto jest pytanie. Bawarskiemu pomocnikowi bliżej do Stanów Zjednoczonych, a dokładniej do Chicago. Sweet Home Chicago. Basti zrób to, może po 5 latach Windy City obudzi się z wyjątkowo długiego koszmaru.
Póki co konkretów żadnych. Wiemy natomiast, że Schweinsteiger spotkał się ze szkoleniowcem Strażaków – Velijko Paunoviciem (według miejskich legend rozmawiali blisko 4 godziny), dla którego przerwa między sezonami z powodu lekko mówiąc słabych wyników sportowych Fire nie istnieje. Inni odpoczywają, a Serb myśli, jak ruszyć maszynę, która jeszcze 6-7 lat temu była postrachem całej ligi.
Osobiście chętnie widziałbym ZDROWEGO (podkreślmy i powtórzmy jeszcze raz – ZDROWEGO) Niemca, bo jak na warunki MLS byłby kluczową postacią ligi, zwłaszcza, że – O ironio! – Fire nie grają źle. Widowisko grali zawsze, za wyjątkiem sezonu pracy meksykańskiego rewolucjonisty – w bardzo złym tego słowa znaczeniu – Juana Carlosa Osorio. Piłkarzom z Wietrznego Miasta brakuje lidera, zarówno na boisku, jak i poza nim. Basti – trzymam kciuki.