Akt I
– Dobrze, że przyszedłeś Alessandro. Musimy porozmawiać.
– Don Paolo, czy stało się coś poważnego?
– Tak i to nawet bardzo poważnego. Nowy Jork ma kłopoty.
– Nie jest mi ich żal.
– Wiesz, co zrobimy Alessandro… Pomożemy im z tych kłopotów nie wyjść.
– Może moje pytanie zabrzmi naiwnie, ale… W jaki sposób chcemy to zrobić?
– Alessandro… W twoim gabinecie czeka już wynajęty z Europy fachowiec. Nazywa się Vincenzo i od dziś wykonuje twoje zlecenia. Poinstruowałem go. Wie, co robić.
***
Tekst miał być o podsumowaniu Spring Season NASL. Jednak po chwili namysłu, (myślę, że słusznie) stwierdziłem, iż napisanie kilku zdań o przeciętności całej ligi jest pomysłem niepotrzebnie przedłużającym tekst, o drużynie, która tą właśnie ligę zdominowała. Jeżeli nie śledzicie na bieżąco NASL, musicie mi uwierzyć – słowo dominacja, nie jest żadnym wyolbrzymieniem. Liczy się tylko MFC, a reszta to tło. Dodajmy bezbarwne tło.
Miami to jedno z czterech przodujących miast w USA, które dla sportowców jest miejscem wręcz zbyt idealnym. Z pewnością gracze FC, nie są tak popularni, jak futboliści Dolphins, koszykarze Heat, czy bejsboliści Merlins, jednak w rundzie wiosennej 2016 niejednokrotnie wyglądało to tak, jak gdyby trenerem klubu nie był Alessandro Nesta, a śp. George Best czy również śp. Peter Osgood. Dla tych młodszych, panowie się nie „oszczędzali” i nie wymagali tego od innych.
Nie snuje żadnych wniosków, nie sieje fermentu, natomiast jeżeli zawodnicy z potencjałem ledwo żyli na boisku i kładli (brzydko mówiąc) „lachę” na wyniki, to coś jest na rzeczy. Mianowicie ostatnie miejsce w tabeli.
Runda jesienna była już znacznie lepsza, ale raczej nikt nie spodziewał się, że w nadchodzącym 2017, wyprzedzą konkurencję o lata świetlne i tak zdominują rozgrywki pod każdym względem. Bo inaczej się tego nazwać nie da. Mała garstka statystyk:
* Średnia punkt/mecz – 2,25 ; dla porównania drugi zespół – 1,63
* Bramki strzelone/Bramki stracone/Bilans strzelonych do straconych – 33/11/+22; drugi zespół – Cosmos 22/21/+1, Armada 17/16/+1
* 4 z 10 najlepszych strzelców ligi: Vincenzo Rennella (10 goli), Stéfano Pinho (8), Dylan Mares (5), Kwadwo Poku (4)
* 3 z 10 najlepszych asystentów: Vincenzo Rennella (5 asyst), Jaime Chávez (2), Ariel Martinez (2)
* Najwięcej czystych kont: Daniel Vega (7).
Wygląda imponująco.
Pytanie – co się stało?
Oczywiście przyczyn tak diametralnej zmiany, jest wiele. Wspomniałem już o poprzednim sezonie, w którym podopieczni Nesty po 16 kolejkach mieli 18 punktów, czyli dwa razy mniej niż w tym momencie. Jest różnica i to spora. Pierwszy powód, jaki przychodzi do głowy, to gorsza dyspozycja rywali. Wspominałem o tym w Przewodniku Kibica, że Cosmos nie będą tak mocni, bo omal się nie rozsypali, Indy miało być zagrożeniem, ale zamiast aspirować do PO, walczą o to, by nie skompromitować się ostatnim miejscem w tabeli, a przypominam, że to mistrzowie wiosenny sprzed roku.
Zatrzymam się na moment przy Eleven, bo fascynuje mnie, jak można tak tragicznie wejść w sezon, mając tak przyzwoity skład, jak na standardy ligi. Otóż wiedzcie, że Indy nie wygrali żadnego spotkania w 11 pierwszych kolejkach, 7 razy remisując (!) i 4 ponosząc porażkę. Dramat. Ich głównym problemem (oprócz remisów, bo to oczywiste) jest brak lidera w środku pola. Z zeszłym roku był Dylan Mares, ale wyjechał na żyźniejsze gleby – do Miami, gdzie też odgrywa znaczącą rolę. Oczywiście nieobecnością jednego piłkarza, nie można tłumaczyć 6. miejsca w tabeli (na 8), ale z pewnością ma to jakiś wpływ. W każdym razie analiza formy Indy nie jest dobrym pomysłem, bo jestem przekonany, że nikogo z was to nie obchodzi.
Wśród kandydatów do Soccer Bowl wymieniany był rodzynek z Kanady – Edmonton FC. Ci z kolei (tak przynajmniej myślę) zlekceważyli przeciwników i po utracie Fordyce’a, pokpili sprawę, myśląc, że i tak skończą w czołówce, bo druga połowa sezonu jest w końcu ważniejsza.
Zgadza się, jest, ale przedostatnie miejsce w tabeli i średnia 0,81 pkt/mecz, to nie jest dobry prognostyk na przyszłość. Obawiam się, że pierwsza czwórka jest już poza ich zasięgiem, bo strata 11 punktów, na 15 meczów. Ciężka sprawa.
Ostatnim z zespołów mających się liczyć jest legendarny New York Cosmos.
Choćby zbankrutowali i wysprzedali wszystkich piłkarzy, a następnie wystawili drużynę złożoną z chłopców i dziewczynek poniżej 13. roku życia, to i tak będę ich stawiał wyżej niż dwa wcześniej wymienione kluby. W końcu to New York Cosmos – sama nazwa budzi podziw. Hegemon w NASL, który pomalutku zbiera się z podłogi i z całkowicie innym składem stawia kolejne kroczki w celu przywrócenia swojej potęgi. Myślę, że wszyscy w klubie dają sobie rok na odbudowanie się i mistrzostwo nie jest chorobliwym celem, więc tym bardziej, jeżeli Miami FC ma zdobyć mistrzostwo, to koniecznie w tym roku.
Mimo wszystko w słabych przeciwnikach nie upatruje głównej przyczyny. Skład kompletny. Moim zdaniem, ten właśnie czynnik wpływa na wyniki najbardziej. Wystarczy spojrzeć na pierwszą jedenastkę – jak na NASL wprost genialną. Uwierzcie mi, że nie są to żadne ochy i achy, rzucane w powietrze, bez wyraźnego potwierdzenia w rzeczywistości. Nesta z pomocą finansową z góry, ułożył sobie zespół całkowity, bez słabych ogniw w żadnej z formacji.
Atak – totalny. Rennella, zazwyczaj jako „10” w formacji z jednym napastnikiem (Pinho/ew. Chavez) lub prawy w formacji z trzema napastnikami (Pinho/Poku/ew. Chavez).
Vincenzo Rennella to dla mnie największa sensacja rundy wiosennej. W rundzie jesiennej 2016 zagrał kilkanaście meczów, z czego z dwa dobre, kilka przyzwoitych i reszta słabych. Teraz jest nie do zdarcia. Po prostu nie gra słabych spotkań, a przynajmniej ja na kilkanaście obejrzanych, żadnego takiego nie widziałem. Kluczem do jego sukcesu, jest ruch – zarówno ten z piłką, jak i ten bez piłki. Właśnie przez ruch, żaden defensor w lidze nie potrafi go wyłączyć z gry. Dodatkowo ma umiejętności, które stawiają go piętro, bądź dwa nad przeciwnikami i to wykorzystuje. Powiecie, że powinni go podwoić czy potroić. Niestety, jeżeli jakiś trener wpadnie już na tak głupi pomysł, to jest błyskawicznie karany, przez innych zawodników, którzy również są lepsi od przeciwników. Taki przykład. Ktoś podwaja Rennellę, ten mimo wszystko dostaje podanie, a że ma technikę, to poradzi sobie z jednym z dwójki i odegra akurat do piłkarza, który jest niekryty. I tak w kółko. Wszystko chodzi, jak sprawnie naoliwiona maszyna, która składa się z wielu, tak samo ważnych elementów. Tak samo ważnych! U pana Nesty nie ma równych i równiejszych – a przynajmniej sprawia wrażenie, jakby tak właśnie było.
Każdy spośród jedenastu przebywających na murawie piłkarzy, ma ściśle określone zadanie i nie można tu sobie pozwolić na włoski romantyzm. Zapewne wiecie, że Włosi lubią nie podchodzić do życia bardzo poważnie, sielanka i te sprawy, ale w futbolu od lat 50/60 słynną z solidności. Piłka jest naprawdę ważna i tak też jest u Nesty – solidność to podstawa.
Dla przykładu taki Kwadwo Poku. Część powie, że drewno – i po części mają rację. Część powie, że gracz do pierwszego składu drużyny MLS – i też przyznam rację. Ghańczyk jest wojownikiem. Na boisku walczy o przetrwanie. Może mu nie wyjść, ale się nie podda, odzyska piłkę, poda przed siebie i ktoś do tego dojdzie. I właśnie tacy ludzie są przez Nestę cenieni najbardziej.
Zmiana formacji i rozsądne transfery
Przenieśmy się ponownie do przeszłości. Cały świat kręcił się wokoło Cvitanicha, jednak problem w tym, że Dario najlepsze lata ma już dawno za sobą i oprócz pyskówek, żenujących symulacji i tandetnego gwiazdorzenia, nie zapadł nikomu jakoś bardzo głęboko w pamięci. Nesta dwoił się i troił, by pan piłkarz miał jak najlepsze warunki do gry. Najpierw pojawiła się ona: formacja 4-1-2-1-2. Nudna jak flaki z olejem, na pewno nie zmieniła biegu historii współczesnego piłkarstwa. Brak ciekawych rajdów skrzydłem i harowanie pod pana Dariusza – kompletny bezsens. Owszem, nie mogę powiedzieć, żeby Argentyńczyk nie grał wówczas dobrze, ale zespół się męczył, a Kwadwo Poku już chyba najbardziej, ponieważ miał tę wątpliwą przyjemność występowania razem z Cvitanichem w ataku.
Było również standardowe 4-4-2 z wysuniętym Cvitanichem – również słabo, bo Jaime Chavez czuł się jak piąte koło u wozu. Nesta spróbował 4-1-4-1, ale ten eksperyment także nie przyniósł oczekiwanego efektu, i fazy PO w Miami ostatecznie nie było.
W tym roku Nesta ma tylu przydatnych piłkarzy, że może nimi dowolnie rotować i co ciekawe wcale nie musi często zmieniać formacji. Okazuje się, że gdy tylko ją zmienia, Miami FC przegrywa.
Poza dwiema formacyjnymi wpadkami, na Florydzie króluje 4-3-3 z fałszywą „9”. Nikt nie znalazł odpowiedniego środka, by przeciwstawić się tej formacji. Ani Orlando (zlekceważyli derbowych rywali i odbiło się to czkawką), ani Atlanta, ani nikt w NASL.
„Nazywam się Bond, James Bond”
Nie bez powodu tę część publikacji rozpocząłem legendarnym cytatem z filmu „Dr No”. Ariela Martineza muszę przedstawić, bo część z was po prostu go nie zna. Kiedyś mówili, o nim kubański Messi – serio, nie żartuję. Co prawda tak daleko idących wniosków bym nie wyciągał, ale doceniam go. Zagrał w tym roku tylko 347 minut (10 występów), a uważam, że jest kluczowym piłkarzem w rotacji Nesty. Kiedy wchodzi na boisko, zazwyczaj zmienia się formacja, plan taktyczny i częstotliwość ataku – w skrócie, trenerzy przeciwników wpadają w szał, bo w ich obronie właśnie zapanował chaos. Nie jest to pisanie, bez potwierdzenia w suchych liczbach – Ariel wchodząc z ławki, strzelił dwa gole, dołożył dwie asysty, a ogólnie cały zespół, podczas jego obecności na boisku strzelił aż siedmiokrotnie.
Jak więc widzicie, tak jak szkocki komandor porucznik Bond na usługach brytyjskich, Nesta również ma swojego człowieka do zadań specjalnych i to też nie byle skąd, bo z Kuby (dla nieco młodszych czytelników; Kuba to dość specyficzny kraj).
Akt II
– Plan wykonany Don Paolo.
– Dobrze… Bardzo dobrze. Siadaj Alessandro.
– Co dalej?
– Jeżeli nie postawimy kroku w przód, zrobimy dwa kroki w tył. Zapamiętaj to Alessandro.
– Mam wyeliminować Nowojorczyków.
– Ty masz tylko monitorować sytuację… O nic więcej cię nie proszę.
– Moi ludzie cały czas kontrolują sytuację.
– Wiem. Wiem również, że na ten moment Nowojorczycy są niegroźni.
– Czuję w kościach, że będą coraz groźniejsi.
– Nie denerwuj się Alessandro. Jeżeli masz jakieś obawy, skontaktuj się z Młotem rodziny.
– Martinezem?
– Właśnie. On ich załatwi. A teraz odpręż się Alessandro. Wszystko będzie ok.
Wszystko będzie ok. Nie może być inaczej, chociaż gracze Nesty przegrali pierwsze spotkanie w rundzie jesiennej, to i tak mają nad Nowojorczykami 9 punktów przewagi — na 15 kolejek. Nie mydlmy sobie oczów, licząca się drużyna, nie może tak dużej przewagi zmarnować. Idąc tropem statystyk, Cosmos nie powinien przekroczyć granicy 50 punktów, zresztą podobnie jak San Francisco Deltas, więc gracze z Florydy musieliby doznać zbiorowego paraliżu, aby to spartolić. Wszystko zatem wskazuje na to, że pewnie wejdą do PO, z pierwszego miejsca i w przypadku wygrania przez nich półfinałów, Soccer Bowl po 43 latach powróci do Miami.