Pewnych przyzwyczajeń nie da się zmienić, więc jak co roku w okolicach maja zaglądam do Oregonu, a potem siadam przed komputerem z kawusią i piszę kilka słów o grze Portland Timbers. W tym sezonie z delikatnym opóźnieniem, ale warto było poczekać kilka tygodni dłużej. Okoliczności są bowiem wyjątkowe: Drwale rozegrają pierwszy mecz przed własną publicznością dopiero w czerwcu.
Powrót na Providence Park
W tym roku Portland Timbers rozpoczęli preseason w Kostaryce, a potem przenieśli się do Arizony. Było to ponad cztery miesiące temu i od tamtej pory głównie podróżują. Fani klubu z Oregonu wspierali swoich ulubieńców, ale tylko na wyjazdach, a tych nie brakowało. W ciągu ostatnich trzech miesięcy Drwale podróżowali samolotem ponad 24 razy, żeby rozegrać 12 meczów wyjazdowych z rzędu, co jest oczywiście rekordem ligi. Z czego to wszystko wynikało? Z przebudowy Providence Park!
Właściciel Portland Timbers – Merritt Paulson i jego firma Peregrine Sports przeznaczyli 85 milionów dolarów na rozbudowę i modernizację Providence Park w ciągu ostatnich dwóch lat. Już w kwietniu 2017 roku ogłoszono, że obiekt przejdzie renowację, ale wówczas mówiło się o kwocie 55 milionów dolarów. Ostatecznie stanęło na $85mln, ale mamy do czynienia z nowym obliczem stadionu, choć na pierwszy rzut oka wcale nie widać, ile w zasadzie zrobiono. Na stadionie od lat pojawia się komplet kibiców (21 144), a zdobycie biletów wcale nie jest taką łatwą sprawą. W pierwszej kolejności mówimy zatem o budowie trzech nowych kondygnacji i instalacji 4 074 nowych krzesełek po wschodniej stronie stadionu, obecnie na Providence Park będzie mogło pojawić się 25 218 kibiców. Poza tym prace obejmowały także: budowę dachu po wschodniej części stadionu, zadaszoną arkadę na SW 18th Ave, instalację nowego turfu, nowe tablice wideo na stadionie, dodano także oświetlenie LED całego obiektu, zaktualizowano system dźwiękowy, przebudowano szatnie Portland Timbers i Portland Thorns oraz odświeżono stoiska koncesyjne czy zbudowano nowy sklep drużynowy, a to i tak tylko najważniejsze inwestycje, których koszt był w całości pokryty z własnych środków właściciela.
Portland Timbers wracają do Oregonu, gdzie rozegrają pierwszy mecz w tym sezonie. Przypomnę zatem kilka opraw meczowych inaugurujących sezon na Providence Park. Nie mówię już o tym, co Timbers Army są w stanie przygotować na derby z Sounders. #RCTID #MLSpl pic.twitter.com/VvUTqwOWjm
— Katarzyna Przepiórka (@pustulkaa) 31 maja 2019
Kibice Portland Timbers to bez dwóch zdań jedni z najbardziej zagorzałych fanów w Major League Soccer, o komplet na trybunach nie ma co się martwić. Martwić to należy się o bilety, bo tych z pewnością będzie brakować. Warto też dodać, że nowa trybuna została zainspirowana Bombonerą, o czym mówił też m.in. kapitan zespołu – Diego Valeri, który wcześniej grał w Argentynie: „Przypomina mi La Bombonerę, ale jest bardziej zamknięty. La Bombonera jest bardziej otwarta. Nie ma dachu. Z dachem wygląda to bardziej jak pudełko i myślę, że będzie bardzo głośno. Kocham to. To wspaniały stadion piłkarski”.
Zanim przejdziemy dalej, to warto zerknąć na przebudowany stadion Portland Timbers.
Początki bywają trudne
Pierwszy mecz Portland Timbers w tym sezonie to szalone spotkanie z Colorado Rapids przy rekordowo niskiej temperaturze. Śnieg, -8oC, co jest najniższą temperaturą, przy jakiej rozegrano mecz MLS w historii, w dodatku stracona bramka w doliczonym czasie gry. Potem było tylko gorzej, ale byłam przekonana, że z czasem Timbers zaczną grać lepiej. Zresztą potwierdzą to wszystkie podcasty czy wpisy na Twitterze. Zespół z Oregonu to drużyna, która po prostu stosunkowo długo się rozkręca, w dodatku najlepiej gra przed własną publicznością. Jak mogliśmy nagle oczekiwać kapitalnych występów, skoro od czterech miesięcy piłkarze są na walizkach i rozgrywają mecze tylko na wyjazdach? Bądźmy poważni, nikt o zdrowych zmysłach nie wymagał od nich miejsca w czołówce tabeli Konferencji Zachodniej.
Zresztą przypomnijmy sobie start Drwali w poprzednim roku: w pierwszych pięciu meczach dwa remisy i trzy porażki. Wygrali dopiero w szóstym meczu przed własną publicznością z Minnesotą United. We wcześniejszych pięciu meczach na wyjazdach nie zdobyli kompletu punktów (pięć wyjazdów z rzędu wiązało się z pierwszymi pracami nad przebudową Providence Park). W tym roku piłkarze z Oregonu na pierwszą wygraną czekali do 21 kwietnia, rok temu do 5 maja. To co? Chyba jednak nie jest aż tak źle, prawda?
12 meczów – 14 punktów – 4 wygrane, 6 porażek, 2 remisy, bilans: 17:23
Jestem przekonana, że większość kibiców przed startem sezonu takie wyniki brałaby w ciemno. To też nie jest tak, że Portland Timbers grali tragicznie. Rozchodziło się o to, co zawsze, czyli błędy indywidualne i brak skuteczności. Długo piłkarze z Oregonu czekali na przełamanie, ale w końcu to nastąpiło. Od 21 kwietnia przegrali zaledwie jeden mecz na sześć rozegranych spotkań. Warto dodać, że przegrali z Vancouver Whitecaps (0:1), warto też wspomnieć, że oddali wówczas 27 strzałów na bramkę rywala. Poza tym komplet punktów z Columbus Crew (3:1), Toronto FC (2:1), Realem Salt Lake (2:1), ówczesnym liderem Wschodu, czyli Philadelphią Union (3:1) i remis z Houston Dynamo (1:1). Efekt? Cztery wygrane. I choć liczba nie robi aż takiego wrażenia, to jak spojrzymy w przeszłość, to jest to bardzo dobry wynik. W ostatnich dwóch sezonach na 17 meczów wyjazdowych Drwale wygrali zaledwie cztery. W tym sezonie mają do rozegrania jeszcze pięć spotkań. W czym zatem tkwi sukces?
Sezon | Wygrane mecze na wyjazdach |
2019 | 4 (zostało jeszcze pięć) |
2018 | 4 |
2017 | 4 |
2016 | 0 |
2015 | 7 (sezon mistrzowski) |
Trener z prawdziwego zdarzenia
Bez wątpienia jedną z najważniejszych osób w tej całej układance jest Giovanni Savarese. Przyznam szczerze, że kiedy obejmował stanowisko Caleba Portera, miałam naprawdę sporo wątpliwości. Kibiców kupił w zasadzie na pierwszej konferencji prasowej i od początku miał pełne poparcie władz klubu. Na wyniki przyszło trochę poczekać, ale koniec końców w pierwszym sezonie zdobył mistrzostwo Konferencji Zachodniej i awansował do finału MLS Cup! To nie jest byle jakie osiągnięcie, a trzeba przyznać, że Portland Timbers byli raczej spisywani na straty. Tymczasem po drodze Savarese wyeliminował naprawdę dobrych przeciwników (FC Dallas, Seattle Sounders, Sporting KC).
Giovanni Savarese w poprzednim sezonie podejmował sporo „dziwnych” i odważnych decyzji. Do takich z pewnością należy zaliczyć odsunięcie od składu kapitana zespołu – Liama Ridgewella. Sporo kontrowersji momentami budziło rotowanie składem i częste zmienianie taktyki. To wszystko było po prostu do tej pory niespotykane w Oregonie. Trzeba jednak powiedzieć, że z każdej decyzji trener Portland Timbers się wybronił. Savarese to przede wszystkim szkoleniowiec, który myśli. Taktykę bardzo często dostosowywał do rywala i przynosiło to efekty. Chyba najlepszy przykład to czerwcowy wyjazdowy mecz z Atlantą United w poprzednim sezonie. Zmiana ustawienia, wyłączenie z gry Darlingtona Nagbe i wyjście na prowadzenie jeszcze w pierwszej połowie. To rywal musiał gonić wynik i zdołał jedynie wyrównać stan rywalizacji (1:1). Co prawda nie udało się tego powtórzyć w finale MLS Cup, ale Savarese wykonał w poprzednim sezonie kawał dobrej roboty.
To samo możemy powiedzieć o tym sezonie. „Jestem bardzo dumny ze wszystkiego, co zrobili moi chłopcy. Nie jest łatwo rozegrać 12 wyjazdowych meczów. Nie jest łatwo podróżować, być bez rodzin. Wszyscy wiemy, jak trudno jest rozgrywać wyjazdowe mecze w MLS, ale chłopaki poradzili sobie z tym bardzo dobrze. Mieliśmy trudny początek, ale stopniowo znaleźliśmy własną drogę” – jak mówi sam trener.
Zaskakujące jest też to, że pod jego wodzą część piłkarzy naprawdę się rozwinęła. To właśnie pod jego wodzą w końcu regularnie zaczął grać Jeremy Ebobisse i chłopak, który został wybrany w SuperDrafcie 2017, dzisiaj jest jedną z najważniejszych postaci. Podobnie sytuacja ma się z Cristhianem Paredesem. Nie będę dzisiaj rozpisywać szczegółowo taktyki, ale Wenezuelczyk potrafi zaskoczyć rywala. Ostatnio w meczu z Philadelphią Union próbował defensywnego ustawienie 4-3-2-1, w trakcie spotkania zmienił taktykę, a Timbers ostatecznie wygrali z liderem Konferencji Wschodniej. Wcześniej z LA Galaxy grali 4-3-2-1 przechodzącym w 5-3-2, co zaowocowało m.in. taką akcją.
Jeszce wcześniej w meczu z FC Cicninnati po fatalnym starcie zmienili ustawienie z 4-2-3-1 na 4-1-4-1 i nie stracili bramki do końca meczu. Zmierzam do tego, że Savarese naprawdę zna się na swojej robocie, a Drwale przed własną publicznością będą niezwykle groźni, co do tego nie mam wątpliwości.
Co słychać u piłkarzy z Oregonu?
W Oregonie trochę się pozmieniało od poprzedniego sezonu. Pożegnano się z kilkoma piłkarzami, zresztą całkiem słusznie. Zespół opuścił wspomniany już wcześniej Liam Ridgewell, Alvas Powell przeniósł się do FC Cicninnati na zasadzie wymiany, Samuel Armenteros też pożegnał się z klubem, podobnie jak Jake Gleeson, który częściej siedział w gabinecie lekarzy niż na treningach. Jack Bramby, Roy Miller czy Lawrence Olum też okazali się za słabi na pierwszy skład. To akurat nikogo nie powinno dziwić, bo szczerze mówiąc, to dziwiła ich obecność w pierwszej drużynie. W trakcie sezonu z zespołem pożegnał się też David Guzmán.
Jak widać, zrobiono spore czystki, ale do klubu wcale nie dołączyło wielu zawodników. Dwójka z Portland Timbers 2, którzy swoją drogą wciąż grają raczej w USL Championship niż w MLS. Marvin Loría i Renzo Zambrano, bo o nich mowa nie są wzmocnieniami do pierwszego składu. Takim miał być natomiast Aljaž Ivačič, ale okazało się bramkarz NK Olimpija Ljubljana przyszedł do zespołu z urazem i musiał przejść operację, więc nie ma wzmocnienia między słupkami. Claude Dielna z NE Revolution to też nie jest najlepszy środkowy obrońca w tej lidze i o znaczącym wzmocnieniu nie może być mowy. Natomiast za duże wzmocnienie należy uznać wypożyczenie Jorge Moreiry z River Plate. Prawy obrońca zastąpił Alvasa Powella i radzi sobie naprawdę bardzo dobrze. W ostatnich tygodniach do drużyny dołączył także Brian Fernández i to jest prawdziwy hit transferowy. Do Oregonu przychodzą coraz lepsi piłkarze, a zanosi się na to, że może być coraz lepiej. O tym jednak kilka słów później.
Defensywa
Nie od dziś wiadomo, że linia obrony to największa bolączka klubu z Oregonu. W tej kwestii wciąż się nic nie zmieniło. Początek sezonu był naprawdę tragiczny. Trzy mecze zaowocowały remisem, dwiema porażkami, dziesięcioma(!) straconymi golami i dodajmy do tego jeszcze dwa spotkania kończone w dziesiątkę po czerwonych kartkach Diego Chary i Larrysa Mabiali. No cóż, nie wyglądało to optymistycznie.
W bramce broni Jeff Attinella lub Steve Clark, a wspomniany już wcześniej Aljaž Ivačič na razie nie nadaje się do gry. Zatem wciąż brakuje klasowego goalkeepera. Zarówno Attinella, jak i Clark potrafią rozegrać bardzo dobre zawody, ale potrafią też popełnić kilka błędów i to nie wygląda już tak dobrze. Trener zatem bardzo często często rotuje pomiędzy tą dwójką. Standardowo dużo lepiej prezentują się boki obrony niż środek defensywy, ale do tego w Oregonie już przywykliśmy. Na lewej obronie bardzo dobrze radzi sobie Jorge Villafaña, na prawej nowa twarz w zespole – Jorge Moreira. Kluczowy jest jednak Zarek Valentin. 27-latek znajduje się naprawdę dobrej formie i bez problemów odnajduje się na prawej lub lewej obronie. Giovanni Savarese doskonale wykorzystuje umiejętności piłkarza, którzy nie jest może wybitnym piłkarzem, ale naprawdę bardzo solidnym ligowcem.
Zdecydowanie gorzej ma się sytuacja na środku obrony. Błędy indywidualne wciąż gubią cały zespół i skutkują przegranymi meczami. Giovanni Savarese ma spory ból głowy, kiedy ustala skład. Początkowo w pierwszych pięciu meczach na środku obrony za każdym razem mieliśmy inne zestawienie duetów lub tercetów. Dopiero od wygranego meczu z Columbus Crew stały duet tworzy Bill Tuiloma i Larrys Mabiala. Nie jest to duet idealny, bo warto podkreślić, że Portland Timbers w tym sezonie ani razu nie zachowali czystego konta. Niemniej radzą sobie przyzwoicie. Przynajmniej w porównaniu z tym, z czym mieliśmy do czynienia na samym początku sezonu, a wówczas było naprawdę źle. Na ten moment priorytetem powinno być ściągnięcie bardzo dobrego środkowego obrońcy, co w sumie powtarzam już od kilku sezonów i wciąż na tej pozycji są po prostu braki. Czas pokaże, czy w Oregonie doczekamy się gwiazdy na tej pozycji.
Pomoc
Wydawało się, że po odejściu Darlingtona Nagbe kluczową rolę w środku pola będzie odgrywał niezniszczalny Diego Chara i David Guzmán. Pierwsza część jak najbardziej się zgadza. Diego Chara jest po prostu nie do zastąpienia. Od momentu przyjścia Kolumbijczyka do Portland Timbers zespół przegrywa większość meczów, w których brakuje go na boisku. Od 2011 roku Drwale wygrali zaledwie 2 mecze na 28(!), w których Chara nie pojawił się na boisku. To powalająca statystyka, ale taka jest rzeczywistość, Portland Timbers nie funkcją bez tego piłkarza. Wracając do drugiego ogniwa, czyli Guzmána. Współpraca tych dwóch piłkarzy nie była efektywna. Reprezentant Kostaryki znacznie obniżył loty, popełniał więcej błędów, a w ofensywie nie można było liczyć na tyle kreatywnych akcji, co jeszcze w poprzednich dwóch sezonach. Nie dziwi mnie zatem trade do Columbus Crew, gdzie może dostawać więcej szans pod okiem byłego trenera Drwali – Caleba Portera. Koniec końców to właśnie on wprowadzał go do gry w MLS.
W duecie z Charą zdecydowanie lepiej radzi sobie Cristhian Paredes. Chłopak do klubu z Oregonu dołączył początkowo na zasadzie wypożyczenia z Club América, ale w poprzednim sezonie z meczu na mecz radził sobie coraz lepiej. W tym roku początkowo w środku pola grał Guzmán z Charą, ale to połączenie nie działało, więc w miejsce Kostarykanina wskoczył Paragwajczyk i nagle okazało się, że wszystko zaczyna się układać. 21-letni pomocnik (rocznik ’98) gra na bardzo wysokim poziomie. Imponuje przede wszystkim w defensywie, ale również w ofensywie wygląda to nieźle, razem z Charą praktycznie nie notują niecelnych podań, a w defensywie cały czas się docierają, sprawiając już teraz rywalom spore problemy. To jedno z największych zaskoczeń na plus w tym sezonie. Bałam się, że Paredes przepadnie w Major League Soccer, ale jak widać wykorzystał ten rok na adaptację i wskoczył na wyższy poziom, choć uważam, że stać go na zdecydowanie więcej.
Powyżej pierwsze trzy mecze, w których razem zagrali w środku pola. Na grafikach wszystkie interwencje w defensywie tej dwójki piłkarzy + gole, asysty, kluczowe podania. W meczu z Columbus Crew Portland Timbers zgarnęli pierwszy komplet punktów sezonie, a Paredes zanotował asystę (tydzień wcześniej gol w meczu z FC Dallas). W spotkaniu z Toronto FC ta dwójka była w dużej mierze odpowiedzialna za wyłączenie z gry Alejandro Pozuelo. To się udało, a Drwale wygrali drugi mecz z rzędu.
Drugim bardzo ważnym duetem w pomocy jest oczywiście Diego Valeri & Sebastián Blanco. Ta dwójka rozumie się na boisku bez słów. Pisanie, że obaj są niezwykle inteligentni, są świetni z piłką przy nodze, etc. jest po prostu zbędne. Pierwszy w tym sezonie 3 gole i 4 asysty (+ 3 asysty drugiego stopnia), drugi z nich 2 gole i 5 asyst (+ 1 asysta drugiego stopnia). Trzeba coś więcej dodawać? Może tylko jedno: Portland Timbers w tym sezonie strzelili 17 goli. Diego Valeri brał udział przy ~59% z nich, Sebastián Blanco przy ~47%. Od lat nie zmienia się nic. Ta dwójka jest niezwykle kluczowa dla całej ofensywy zespołu z Oregonu. Nieprawdopodobne jest natomiast to, że Diego Valeri pomimo wieku wcale nie obniża lotów i gra na tym samym poziomie.
Oczywiście w składzie znajdują się także rezerwowi jak Andrés Flores czy Eryk Williamson. Do tego Renzo Zambrano i Marvin Loría. Z tym ostatnim wiążę największe nadzieje, ale wszyscy są tylko rezerwowymi i prędzej można ich zobaczyć w drugim zespole niż na boiskach Major League Soccer. Stałym zmiennikiem jest natomiast Tomás Conechny. 21-latek to podobny przypadek do Paredesa, choć zupełnie inna pozycja. Argentyńczyk występuje jako ofensywny pomocnik lub cofnięty napastnik i z meczu na mecz jest coraz bardziej pewny siebie. Bardzo możliwe, że w najbliższej przyszłości będzie dostawał więcej szans.
Atak
Już w poprzednim sezonie Jeremy Ebobisse wskoczył na wyższy poziom i pokazał się z naprawdę dobrej strony. Napastnik został wybrany z #4 w SuperDrafcie 2017, choć większość typowała, że będzie to murowana jedynka. Tak się jednak nie stało, a pierwszy sezon był po prostu bardzo, bardzo słaby. Tak naprawdę dopiero rok temu dostał szansę i w końcówce sezonu i play-offach pokazał się bardzo dobrej strony. Po odejściu Armenterosa został w zasadzie jedynym napastnikiem Portland Timbers. Początek sezonu wykonaniu całego zespołu był bardzo słaby, ale akurat on naprawdę dawał radę. Cztery bramki to może i nie jest dużo, ale Jeremy Ebobisse to jeden z ważniejszych piłkarzy tej drużyny. Jest na tyle istotny, że Savarese nie rezygnuje z niego nawet w momencie, kiedy do drużyny przyszła nowa gwiazda – Brian Fernández.
W tym momencie największą uwagę przykuwa jednak nie Ebobisse a wspomniany dosłownie chwilę wcześniej Brian Fernández. Nikogo nie powinno to dziwić. Argentyńczyk przyszedł do Portland Timbers z Ligi MX (Necaxa) za rekordowe dal klubu z Oregonu $10-12mln. 24-latek w sezonie 2018/19 strzelił 16 goli i zanotował 5 asyst w 30 meczach w samych rozgrywkach ligowych. Wejście do MLS również miał kapitalne, ba! to jest wejście smoka! W pierwszym spotkaniu wszedł z ławki i strzelił gola na wagę remisu z Houston Dynamo, czyli drużyną, która jest jednym z odkryć tego sezonu i u siebie jest niesamowicie groźna. W kolejnym spotkaniu zagrał już w podstawie i ustrzelił dublet w meczu z liderem Konferencji Wschodniej. Strach pomyśleć, co może stworzyć tercet Blanco – Valeri – Fernández + Ebobisse na szpicy. Jedno jest pewne to będzie oglądało się z przyjemnością, a takie obrazki jak poniżej będą bardzo częste.
Czego się spodziewać po Timbers?
Portland Timbers przed własną publicznością to zupełnie inny zespół. Zespół bardzo groźny i nieprzewidywalny. Providence Park to ich twierdza i tutaj raczej nikt zaprzeczać nie będzie. Przed piłkarzami z Oregonu 17 meczów domowych i tylko 5 wyjazdów. W zasadzie już teraz są w naprawdę niezłej sytuacji i to wcale nie jest tak, że teraz muszą odrabiać straty jak D.C. United w poprzednim sezonie. Do miejsca premiowanego awansem do play-offów tracą cztery punkty (stan przed 1 czerwca 2019). Drwale muszą po prostu robić swoje i to jest niewątpliwie jeden z ich największych atutów w tym momencie. Portland Timbers coraz rzadziej grają bezpośrednio z kontry, choć to wciąż jest zabójcza broń w ich wykonaniu. Środek pomocy i atak to dwie naprawdę mocne formacje. Jak Brian Fernández na dobre zgra się kolegami, to powinniśmy spodziewać się naprawdę kapitalnej gry w ofensywie. Problemem wciąż jest obrona, ale i tutaj Giovanni Savarese powinien znaleźć odpowiednie rozwiązania. Nie oczekujmy, że trener nagle postawi na jedną taktykę i będzie się jej kurczowo trzymał. Siłą Timbers jest także umiejętność dostosowania się do rywala i bez wątpienia szkoleniowiec będzie z tego korzystał. Steve Clark i Jeff Attinella mają aktualnie podobne notowania u trenera, a Zarek Valentin zawsze będzie dostawał szanse na obu bokach obrony, kiedy Moreria lub Villafaña będą odpoczywać.
Na pierwszy ogień przyjdzie mecz z niesamowicie mocnym zespołem, jakim jest Los Angeles FC. To właśnie goście są faworytem tego spotkania. Jedno jest pewne, to będzie bardzo ciekawy mecz i nawet jeżeli zakończy się porażką Drwali, to nie należy spisywać ich na straty. W końcu LAFC to faworyci do Supporters’ Shield i wydaje się, że nic nie jest w stanie ich zatrzymać.
Zmiany zaczynają się od góry
Jak to możliwe, że klub, który teoretycznie jest jednym ze średniaków, naprawdę często gra o wysokie cele? W końcu w 2015 roku Drwale sięgnęli po mistrzostwo kraju, a w 2018 roku znaleźli się w finale, walcząc o drugi puchar w historii. Wszystko zaczyna się ludzi, którzy siedzą na samej górze. W tym przypadku właściciela klubu – Merritta Paulsona i dyrektora generalnego – Gavina Wilkinsona. Merritt Paulson nie jest przeciętnym właścicielem klubu. Naprawdę bardzo zależy mu na całej organizacji i lokalnej społeczności. Rzadko zdarza się, że nie ma go na meczu. W dodatku bardzo często angażuje się w różnego rodzaju projekty zarówno Timbers Army, jak i MLS Works, aktywnie uczestniczy w życiu klubu, a marketingowcy często korzystają z jego otwartości, co wśród kibiców tylko wzbudza sympatię do właściciela, który wprowadził ich klub do Major League Soccer.
Jednak tak naprawdę to wszystko schodzi na drugi plan, kiedy okazuje się, że klub jest po prostu źle zarządzany. W tym przypadku nie o tym mowy. Klub jest prowadzony wręcz wzorowo, nie mamy do czynienia z rozrzutnością (choć na pensje piłkarzy znajdują się stosunkowo wysokie pieniądze). Nie zobaczymy tutaj gwiazd pokroju Zlatana, Rooneya, Veli czy Naniego. Dopiero w tym roku włodarze zaszaleli na rynku transferowym, wydając ponad $10mln na Briana Fernándeza. Tutaj stawia się na ściąganie dobrych piłkarzy, którzy zostaną w klubie na dłużej. Tak było w przypadku Fanendo Adiego, tak było w przypadku Diego Valeriego, który już teraz jest legendą tego klubu. Argentyńczyk kocha ten klub, kibiców, miasto, a kibice uwielbiają jego, dołóżmy do tego jego fantastyczną grę i mamy bohatera z pierwszych stron lokalnych gazet. Ściągniecie Diego Chary czy Sebastiana Blanco również było strzałem w dziesiątkę. Gavin Wilkinson to człowiek, który za tym stoi. I trzeba powiedzieć, że dyrektor generalny swoją robotę wykonuje naprawdę bardzo dobrze.
Klub jest zarządzany naprawdę bardzo dobrze, dołóżmy do tego fanatycznych kibiców, piłkarzy, którzy tworzą lokalną społeczność i coraz lepszych zawodników, którzy dołączają do zespołu i chcą zostać na dłużej. Takie połączenie po prostu musi wypalić. W Oregonie do wszystkiego dochodzą małymi kroczkami. Stadion został odnowiony, ale już teraz mówi się o hybrydowej murawie od sezonu 2022, bo już tylko nieliczne kluby grają na sztucznej nawierzchni. Dyskutuje się też o powstaniu trzeciego pełnowymiarowego boiska treningowego. Bolączką jest też akademia, która jest jedną z najsłabszych w kraju. Zatem w Portland jest nad czym pracować. Nie zmienia to faktu, że klub z roku na rok staje się coraz mocniejszy i za to należą się brawa wszystkim, którzy za to odpowiadają. Kibice powinni więc dziękować właścicielowi, trenerowi i dyrektorowi generalnemu, bo naprawdę jest za co.