Piąty weekend rundy jesiennej NASL. Niestety dość słaby w porównaniu z poprzednimi. 13 bramek w sześciu meczach z 30 i 31 lipca. Czemu o tym mówię? Nawet tak średni weekend w Fall Season jest o wiele lepszy od tych dobrych w Spring Season. W poprzednim tygodniu byliśmy świadkami derbów Florydy, łatwej przeprawy zdobywców Soccer Bowl z poprzedniego sezonu, zwycięstwa Ottawy (trzeciego z rzędu), nudnawego meczu w Edmonton i dwóch bardzo ciekawych meczów w Miami oraz w Oklahomie. W dzisiejszym podsumowaniu przedstawię państwu również „transfery” z ostatniego tygodnia.
Transfery ostatniego tygodnia
W ciągu ostatnich siedmiu dni byliśmy świadkami zaledwie czterech transferów i to bardzo przeciętnych. Nie będzie wiele rozpisywania się na temat kogo to kluby nie ściągnęły, bo na pierwszy rzut oka, nie ma tu ani jednego porządnego zawodnika. Jednak warto przedstawić, z kim mamy do czynienia. Standardowo od najmłodszego piłkarza.
22 latek z Kalifornii James Moberg, którego RailHawks wypożyczyli z Real Monarchs SLC. W ciągu całej swojej kariery zagrał przez 49 minut w USL. Oto cała biografia tego pana.
FC Edmonton wygrali klasyfikacje pod względem ilości przeprowadzanych transferów w ostatnim tygodniu. Gratulacje. Działacze z Kanady zatrudnili aż dwóch piłkarzy, z czego tym ciekawszym jest Ben Fisk. 23-letni Kanadyjczyk wyjechał ze swojej ojczyzny w sierpniu 2014 roku. Przez ten czas zwiedził dwóch hiszpańskich trzecioligowców. Europy talentem nie podbił, ale wraca na stare śmieci z większym bagażem doświadczeń. Transfer wydaje się być bardzo logiczny, gdyż Edmonton choruje na brak solidnych napastników. Fisk grywał w Hiszpanii jako zmiennik, a mimo to strzelił kilka ważnych bramek. Warto zwrócić na niego uwagę.
Pedro Galvão to drugi z nabytków FC Edmonton. Przypadek o tyle fascynujący, że nie mogę się pozbierać. Na pewno bardzo kocha piłkę. Ma 27 lat i wrócił do Stanów po wielu latach. Od 2008 roku znane są jego losy. Był zawodnikiem amatorskich i półamatorskich drużyn, w których nawet nie pogrywał w oficjalnych meczach. W 2015 przeszedł do drugoligowego Sertanense, w którym zagrał dwukrotnie. Co z tego wynika? Wytąpił w kilku spotkaniach o stawkę (mecz oficjalny), a jest już dorosłym facetem. Podziwiam, że nie skończył z piłką. Naprawdę. Niestety ciężko coś wyczytać z 5 meczów na krzyż, dlatego napiszę tylko że jest lewym obrońcą. Więcej nie wiem. Przykro mi.
Ostatni wielki transfer tego tygodnia to powrót wielkiej gwiazdy amerykańskiej piłki. 30-letni Garry Lewis. Zagrał w 8 oficjalnych meczach. Taki to dopiero kocha piłkę. 30 maja działacze z Jacksonville wypożyczyli go Roughnecks FC i nagrał się za wszystkie czasy. 5 spotkań, bez goli i asyst. Teraz wraca i grać raczej nie będzie. Znowu zostanie wypożyczony, albo ewentualnie posiedzi w rezerwach.
Genialnych transferów wystarczy, bo jeszcze się państwo zrażą. Przechodzimy do najlepszych meczy tygodnia.
Szachy Nesty i cudowne dzieło kubańskiego wirtuoza
Oto jeden z dwóch kandydatów na mecz kolejki. Wybrałem ten drugi, bo wiem że zarówno Miami, jak i Indy będą jeszcze nie raz jednym z uczestników cotygodniowo przyznawanej nagrody. Ale przejdźmy może do rzeczy ważniejszych niż wirtualna statuetka od Amerykańskiej Piłki. Mecz miał być dobry i był. Dopisali również kibice, którzy po kilku tygodniach przerwy przyszli na stadion w składzie ponad pięciotysięcznym. Zaczęło się szybko, bo już w 4 minucie. Rzut rożny bity na skraj „szesnastki” do stojącego tam Johnnego Steele’a. Ten przekazuje piłkę dalej w „ul” przepychających się ze sobą piłkarzy. Tam z kolei znajduje się Kwadwo Poku, który asystuje Dario Cvitanichovi. W tym momencie trener Nesta zaprasza przeciwnika do gry. Z pozoru wykłada się na talerzu. W szachach odkrywa Króla. Prowokuje do ofensywy rywali. Każdy ekspert i kibic puka się w czoło. Nesta po prostu daje grać rywalom. Przez ponad 60 minut broni się. Indy mają niesamowicie wiele z gry, ale bramki zdobyć nie potrafią. W międzyczasie na boisku pojawiają się nowe twarze i to jest kluczowe. Blake Smith do Ariela Martineza. Długi przerzut. Dokładny, ale nie dający kubańskiej armacie żadnej przewagi nad obroną. Szybki zwód i atomowy strzał z lewej nogi w krótki róg Cardony. I tu kłania się inteligencja kubańskiego rezerwowego. Mógł holować i wyrzucić się na bok, a potem strzelać z prawej nogi w długi. Mógł, bo jest obunożny. Mógł uderzyć z prawej w krótki, chociażby z fałsza. Ale jakie byłyby szanse na zdobycie bramki? Raczej małe. W każdym razie Miami zachwyca, a Indy przegrali. Czy zasłużenie nie ważne. Bramka kontaktowa niczego nie zmienia, choć z pewnością sprawia, że na wynik patrzymy bardziej przychylnym okiem.
Mecz kolejki: Rayo OKC – Minnesota United
– W poprzednim spotkaniu przegraliśmy 1:0, mimo że dominowaliśmy grę i powinniśmy wykorzystać swoje sytuacje. Zaczęliśmy tamten mecz bardzo dobrze. Po prostu moi zawodnicy nie potrafili umieścić piłki w siatce – tak wypowiadał się na temat poprzedniego spotkania (przegranego przez Minnesotę 1:0) trener Craig.
-Wyglądaliśmy groźnie, stwarzaliśmy mnóstwo sytuacji. Jeżeli wyeliminujemy drobne błędy z naszej gry, to o wynik jestem spokojny.
Problem w tym, że o ile zostały wyeliminowane błędy w rozegraniu piłki, to w obronie nie. Dramatyczne decyzje obrońców obu drużyn sprawiły, że ten mecz był tak ciekawy. Pierwsza połowa to festiwal niewykorzystanych sytuacji i godnych interwencji obu bramkarzy (Daniel Fernandes i Steward Ceus). To powoli zaczyna być znakiem rozpoznawczym starć obu ekip. Działo się znacznie więcej niż 4 czerwca na Miller Stadium. Podkreślmy „znacznie” więcej. Tyle, że na bramkę trzeba było czekać aż 60 minut, kiedy to Devon Sandoval wpakował do siatki po ogromnym zamieszaniu w polu karnym. Odpowiedź była dość szybka, bo już po 11 minutach lewy obrońca gości – Justin Davis pstryknął w nos publiczności w Oklahomie. To co działo się potem ciężko opisać. Panował nieład. I z chaosu wydobyły się dwie bramki. Jedna w 92 minucie. Stadion zamilkł. Druga w 93 minucie. Euforia. Po meczu trener Marcina był tak zadowolony, że wydobył z siebie jakże ważne: „Jestem dumny z moich chłopaków”.