Pierwsza kolejka Major League Soccer już za nami. Było to bez wątpienia jedno z najlepszych w ostatnim czasie otwarcie nowego sezonu. Mnóstwo pięknych bramek, zero kalkulacji, wspaniałe akcje, czego chcieć więcej?
Goleada na dobry początek
36, tyle bramek mogli zobaczyć kibice w pierwszych dziesięciu meczach MLS. To najlepszy wynik w historii Opening Day MLS. Łącznie zobaczyliśmy więcej bramek niż Colorado Rapids zdobyło w poprzednim sezonie. Pierwszą z nich zdobył Tommy McNamara (NYC FC) i to właśnie podczas tego spotkania mogliśmy zobaczyć prawdziwą goeladę (7 bramek). Strzelali także liderzy swoich zespołów: Sebastian Giovinco, Chris Wondolowski czy Fernando Adi. Pisałam o pięknych bramkach. W ścisłej czołówce mieści się strzał Diego Valeriego z rzutu wolnego czy gol McNamary, ale prawdziwy majstersztyk to uderzenie „nożycami” Federico Higuaína – bramka kolejki, niektórzy uważają, że już teraz jest kandydatem do gola sezonu.
Emocje i jeszcze raz emocje!
W MLS nie istnieje takie pojęcie jak „piłkarskie szachy”. Adam Kotleszka słusznie stwierdził, że jeżeli ktoś się ich spodziewał, zapewne nigdy wcześniej nie oglądał MLS. Tutaj gra się zupełnie inaczej, a wynik nigdy nie jest pewny. Nawet jeżeli w ostatnich sekundach meczu drużyna przegrywa dwoma bramkami, ostatecznie może wygrać. Świetnym przykładem jest tutaj mecz Orlando City z Realem Salt Lake. Jeżeli ktoś w doliczonym czasie gry postawił na remis, zapewne wygrał fortunę, bowiem w 94’ i 95’ Lwy zdobyły dwa gole, zaliczając najprawdopodobniej najbardziej spektakularny powrót do gry w „straconym meczu”. Również New England rzutem na taśmę wyrwało punkt w starciu z Houston Dynamo, strzelając wyrównującego gola w 93’. W MLS można narzekać na godziny meczów, słabą grę w defensywie, ale narzekanie na brak emocji jest po prostu grzechem.
Argentyńska siła w środku pola
Ignacio Piatti, Diego Valeri, Mauro Díaz, Federico Higuaín… Co łączy tę czwórkę? Pochodzenie i niesamowity wpływ na grę całej drużyny. Zsumowane statyki tych Panów powalają na kolana: 4 gole, 3 asysty i 16 kluczowych podań w ciągu dziewięćdziesięciu minut. Warto dodać, że w nawet pięciu spotkaniach (NYR-TOR, SJ-COL, HOU-NE, SEA-SKC, LA-DC) statystycy nie naliczyli ich łącznie tyle, ile zdobyli właśnie Ci gracze. Wszyscy wyżej wymienieni gracze zaliczyli naprawdę kapitalne wejście w nowy sezon. Kibice danych drużyn będą mieli z nich pożytek. Prawdziwą furorę zrobił jednak Ignacio Piatti, który dał swojemu zespołowi komplet punktów. Rozegrał kapitalny mecz i w pełni zasłużył na miano gracza kolejki (piłkarzem kolejki wg mlssoccer.com został Mike Magee).
Kapitalne widowisko w ataku i dramat w obronie
O tym, że poziom obrońców w Major League Soccer jest niski mówi się od dawna. Ilość bramek w 10 spotkaniach mówi sama za siebie, średnia 3,6 gola na mecz też. Nie oszukujmy się, obrońców, którzy naprawdę prezentują równy, wysoki poziom przed cały sezon, można policzyć na palcach jednej, ewentualnie dwóch rąk. To daje naprawdę wiele możliwości graczom ofensywnym, którzy czarują kibiców niesamowitą techniką i finezją. Nie można powiedzieć, że to tylko i wyłącznie przez słabą postawę defensorów. To byłaby niezwykle krzywdząca opinia, bo niektórzy piłkarze MLS posiadają naprawdę imponujące umiejętności, a oglądanie ich w akcji to czysta przyjemność.
Takimi umiejętnościami wykazał się m.in. Juan Manuel Martínez (RSL), który zabawił się z zawodnikiem Orlando City. Sebastian Giovino dopiero się rozkręca, ale już pokazał nam kilka sztuczek, jak przerzucenie futbolówki nad przeciwnikiem i zaraz potem założenie siatki kapitanowi NY Red Bulls. To, co zrobił Ignacio Piatti w polu karnym Whitecaps, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. On po prostu wjechał w obronę rywala, niczym nóż w masło. Założył siatkę jednemu, okiwał drugiego, trzeciego posadził na ziemi, a na koniec ze stoickim spokojem wpakował piłkę do bramki, a to wszystko w polu karnym, w którym roiło się od przeciników. Niektórymi bramkami, które widzieliśmy w Opening Day MLS, nie pogardziłby nawet Leo Messi czy Neymar. To wszystko sprawia, że momentami jesteś zmuszony przetrzeć oczy ze zdumienia. Tak, to tylko MLS.
Najlepsze akcje pierwszej kolejki
Skills, saves, goals, and so much more. #SoccerSunday did not disappoint. https://t.co/SnDeNx1kAx
— Major League Soccer (@MLS) 8 marca 2016
Co wiemy po otwarciu nowego sezonu?
Obrońcy tytułu, czyli Portland Timbers pod wodzą Caleba Portera mogą zdziałać naprawdę wiele. Mogą być tylko lepsi, a wygrana z Columbus z pewnością doda im wiatru w skrzydła. Toronto nie musi zachwycać, aby wygrać mecz. Jeżeli obrona będzie grała dobrze, będą jednym z głównych kandydatów do tytułu, bo atak jest naprawdę imponujący – Endoh i Giovinco to będzie zabójczy duet. Z kolei brak wzmocnień i odejście Matta Miazgi odbije się czkawką NY Red Bulls. Seattle Sounders nadal nie wybudziło się z koszmarnego snu po poprzednim sezonie. Tej drużynie nie pomoże sam Dempsey. LA Galaxy chce zdobyć szósty tytuł mistrzowski i ma ku temu argumenty, choć nie można powiedzieć, żeby drużyna zachwyciła w starciu z DC. Na razie nie wskazuje również na to, aby ten sezon był dużo lepszy dla NYC FC. Piłkarze mają problem z utrzymaniem prowadzenia i już w pierwszym meczu pojawiły się koszmary z debiutanckiego sezonu w MLS. FC Dallas to zespół, w którym młodzi mogą utrzeć nosa niejednemu, a atmosfera w tej drużynie jest kapitalna. Nic nie wskazuje również na to, aby Colorado miało się w tym sezonie wyrwać z marazmu i powalczyć o awans do play-offów. Gdyby nie dość szczęśliwy remis rzutem na taśmę, Orlando City mogłoby zaliczyć początek sezonu za katastrofalny. Zobaczymy, co piłkarze pokażą w następnych meczach.
Po pierwszej kolejce trudno powiedzieć coś więcej. Pamiętajmy, że mówiąc o MLS, nie można wyciągać pochopnych wniosków, bo tutaj może sprawdzić się absolutnie każdy scenariusz, ale jedno jest pewne – czeka nas kapitalny sezon pełen emocji! Co do tego nie można mieć wątpliwości. Kolejna dawka amerykańskiego futbolu już w ten weekend.
Najlepsze zdjęcia 1. kolejki MLS