„Nie trać nigdy cierpliwości, to ostatni klucz, który otwiera drzwi”.
Nie bez powodu zacząłem ten tekst tym cytatem. Kariera Kei Kamary jest trochę jak labirynt. Zanim doszedł do celu, poznał wiele dróg. Przez wszystkie lata był uważany za przereklamowany talent, który, gdy raz kiedyś trafi do siatki, to robi z tego powodu wielki cyrk. Rzeczywiście droga tego piłkarza pokazuje, że w życiu naprawdę nie miał łatwo. Pokazał również to, że dojście po trupach do celu nie jest najważniejsze w jego życiu. Doznał wielu porażek, aby móc poczuć smak zwycięstwa.
Czasy szczenięce
Kei Kamara urodził się 1 września 1984 roku w mieście Kenema. Przygodę z piłką rozpoczął w stołecznym klubie FC Kallon, założonego przez jednego z najlepszych piłkarzy ze Sierra Leone: Mohameda Kallona. Głównym celem klubu ze stolicy jest pomoc młodym piłkarzom oraz zwiększenie zainteresowania piłką nożną w kraju. Bohater tego tekstu z takiej możliwości skorzystał i rozwinął swoje umiejętności. Pomimo wielu trudności, wojny panującej w kraju, ciężko pracował i nie tracił wiary.
Emigracja i American Dream
W 2004 roku wraz ze swoją rodziną wyemigrował do Stanów Zjednoczonych z powodu niekończącej się wojny. Tam postanowił kontynuować karierę piłkarską w akademickiej CSUDH, by niedługo potem stać się gwiazdą drużyny Orange County Blue Star (czwarty szczebel rozgrywkowy w USA). Dobrze przepracowany sezon, wielka ambicja i chęć zdobywania szczytów zaowocowała udziałem w drafcie. Ostatecznie z 9 numerem.
Od początku swojej przygody z MLS pokazał się jako rosły młodzieniec o nieprzeciętnych umiejętnościach i znakomitej osobowości. Od samego przyjścia został pokochany przez fanów ze stanu Ohio za swoją rzadko spotykaną w dzisiejszych czasach „prostotę” i luźne podejście do życia.
W swoim pierwszym sezonie do bramki rywali trafiał trzykrotnie wychodząc na boisko 19 razy. Jednak ówczesny trener The Crews – Sigi Schmid – nie podzielał zachwytu fanów z postawy młodego napastnika i odstawił go na boczny tor, co w kolejnym roku zaowocowało spadkiem średniego czasu na boisku z 49 do 28 minut na mecz. Głodny gry zawodnik, nie tolerując roli rezerwowego w zespole z miasta Columbus, postanowił grzecznie „podziękować”.
Nieudany epizod
Na początku 2008 roku powędrował do zespołu San Jose Earthquakes w ramach wymiany za Briana Carrola. To miał być kluczowy sezon dla 24-letniego piłkarza. Jednakże tu również nie spełniono oczekiwań afrykańskiego napastnika, który był w zespole tylko rezerwowym, rozgrywając przez pół roku zaledwie 12 spotkań. Można powiedzieć, że w takiej sytuacji prawie każdy zawodnik pogodziłby się ze swoją rolą wiecznego rezerwowego. PRAWIE KAŻDY. Kei jest inny. Pokazał charakter i kolejny raz w swojej krótkiej karierze poprosił o zmianę klubu.
„Nigdy się nie poddam”
Po nieudanym epizodzie w Kalifornii nastał czas na Teksas. W klubie z Houston szybko stał się znaczącym piłkarzem, co w tamtym sezonie nie należało do rzeczy prostych, gdyż Dynamo bronili wówczas MLS Cup. Do końca roku zdobył dwa gole w 10 meczach, grając średnio 55 minut. Kolejne 12 miesięcy miało być dla niego przełomowe i zdecydowanie takie było. Kei grał regularnie, zdobywając dla Dynamo 5 bramek w 22 spotkaniach. Po upływie pięciu lata gry w MLS nareszcie czuł wewnętrzną satysfakcję. Wydawać by się mogło, że wszystko w tej historii zakończy się happy endem, a Kamara zostanie kluczowym graczem zespołu z Teksasu i po zakończeniu kariery zastrzegą mu numer. Nic bardziej mylnego. Niespodziewanie klub z hrabstwa Harris wymienił reprezentanta Sierra Leone na Abe Thompsona, co jak okazało się w niedalekiej przyszłości nie było dobrym ruchem transferowym.
Ta decyzja zmieniła oblicze Kamary. Stał się innym, lepszym piłkarzem. W drużynie Sporting Kansas City nie był już tym dawnym zawodnikiem, czyli nieskutecznym, z trudnym charakterem. Stał się człowiekiem, który weźmie na siebie ciężar gry i kiedy będzie trzeba, zdobędzie zwycięską bramkę. Zapewne część czytelników spyta, co jest przyczyną nagłej eksplozji talentu piłkarza ze Sierra Leone. Nie można udzielić na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Być może trener Peter Vermes oszlifował diament, albo Kei zmienił swoje nastawienie do życia i gry w piłkę. Moim zdaniem w głównej mierze zadecydował jednak charakter Kamary. Na łamach portalu BBC Sport, zapytany o swoją przyszłość, odpowiedział: „Nigdy się nie poddam. Podczas wojny w moim kraju, też tego nie zrobiłem”. Dotrzymał słowa i postawił kolejny krok do swojej wielkości. Podczas czteroletniego pobytu w stanie Kansas strzelił 38 goli w 118 meczach, ewidentnie poprawiając statystyczne wyniki z poprzednich lat. W następnym sezonie, po dziesięciu latach gry w Stanach Zjednoczonych, został wypożyczony do Norwich, zarabiając 300.000 $ rocznie. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że pomimo iż znów osiągnął statut rezerwowego wyciągnął dużo z ,,angielskiej lekcji” gry w piłkę. Po roku przerwy gry w MLS wrócił jeszcze silniejszy i jeszcze pewniejszy. Przez lata wzlotów i upadków stał się Kei Kamarą, który zawsze w nim siedział. Szczerze zazdroszczę fanom Columbus Crew tak wspaniałego zawodnika.
fot.: mlssoccer.com