18 tydzień Major League Soccer to tydzień, w którym królowały remisy i skromne, nie zawsze sprawiedliwe zwycięstwa. Dla jednych był to bardzo wyczerpujący i wymagający czas, dla innych tydzień przełamań, jeszcze inni musieli sobie radzić z frustracją. W końcu taki jest „futbol, cholera jasna!”
Minimalizm przede wszystkim?
To, czego byliśmy świadkami podczas 18 serii spotkań piłkarskich za oceanem wręcz każe nam zadać sobie to pytanie. Czy trenerzy i piłkarze dążą do zdobycia punktów po najmniejszej linii oporu? Na jedenaście spotkań aż osiem zakończyło się remisem lub jednobramkowym zwycięstwem. Kiedy widzisz takie rozstrzygnięcia, zastanawiasz się, co poszło nie tak. W końcu Major League Soccer to jedna z najciekawszych lig świata, liga, która jest gwarancją goli, kontrowersji i nieszablonowych rozwiązań. Tymczasem ostatni tydzień to zaledwie 1,9 bramki na mecz. Tak słabo nie było już dawno, ale pocieszającym jest fakt, że nieprędko taki stan rzeczy się powtórzy.
Wracając do początkowego pytania, które nurtuje w szczególności nowych fanów MLS. Musicie wiedzieć, że piłka nożna za oceanem to swoisty stan umysłu, w którym nie ma miejsca na kalkulacje. Owszem dla każdego liczą się miejsca w tabeli, szczególnie pierwsze sześć, bowiem tylko te dają awans do fazy play-off. Jeżeli jednak myślicie, że trenerzy i sztab szkoleniowy kalkulują, ile punktów muszą zdobyć, aby się tam znaleźć, grubo się mylicie. Owszem, Amerykanie są zbzikowani na punkcie wszelkich możliwych statystyk, ale niezwykle rzadko przekłada się to na określoną strategię na boisku. Kiedy zespół zdobywa gola, zazwyczaj nie obserwujemy wycofania tej drużyny pod własne pole karne. Inaczej mają się sprawy, kiedy na prowadzenie wychodzi zespół, który nie ma zbyt silnych argumentów w walce z rywalem.
Owszem ten tydzień mógł zawieść kibiców soccera, ale większość z tych meczów, była naprawdę na wysokim poziomie. Wystarczy spojrzeć na starcie Seattle Sounders – LA Gaxy, jeżeli ktoś zasugeruje się tylko i wyłącznie wynikiem, nie będzie miał najmniejszego pojęcia o tym, co działo się na murawie CenturyLink Field, a tam działo się naprawdę dużo, do samego końca, nie wiedzieliśmy, jak zakończy się ten mecz. Takie jest właśnie MLS, liga w której nie ma miejsca na kalkulacje i minimalizm.
Saturday’s finest. https://t.co/9C9Gz6LOlb
— Major League Soccer (@MLS) 11 lipca 2016
„Więzy goli”
Na pojedynek piłkarzy NE Revolution i Columbus Crew wielu ostrzyło sobie zęby już od dawna. Kiedy Ola Kamara pojawił się w zespole Gregga Berhaltera, bardzo głośno mówiło się o powodach ściągnięcia tego piłkarza. Ostatecznie wszyscy się zgodzili, że był to ruch marketingowy, właściciel chciał mieć w swoim zespole „Kamarax2”. Obaj piłkarze jednak długo razem nie pograli, bo Kei Kamara został z klubu wyrzucony za kłótnię z kapitanem odnośnie wykonywania rzutu karnego. Przeszedł do NE Revolution, gdzie niemal od razu zaczął strzelać gole, podobnie jak Ola Kamara w Columbus. Udźwignął ciężar, dając nadzieję Columbus na dobre wyniki. Spotkanie tych dwóch graczy po przeciwnej stronie barykady stało się zatem jeszcze bardziej emocjonujące niż mogłoby się wydawać.
Pojedynek obu drużyn zakończył się pierwszym zwycięstwem podopiecznych Jay’a Heapsa od trzech meczów. NE Revolution pokonało Columbus Crew 3:1. Sam wynik spotkania nie miał tutaj aż tak dużego znaczenia, znacznie bardziej intrygujące było starcie Sierraleończyków, z których jeden przyjął norweskie obywatelstwo. Po golu Lee Nguyena i samobójczym trafieniu Wila Trappa sprawy w swoje nogi wziął Ola Kamara, strzelając gola w końcówce pierwszej połowy, gola, który miał dać nadzieję na drugą część spotkania. Jednak po piętnastominutowej przerwie podrażniony Kei Kamara również dał kibicom o sobie znać, przypieczętowując zwycięstwo NE Revolution. Ostatecznie pojedynek dwóch piłkarzy zakończył się remisem i już teraz możemy być pewni, że kolejne spotkania będą równie emocjonujące.
Frustracja
Frustracja wypływa z ciebie, kiedy przegrywasz kolejny mecz, od dłuższego czasu nie potrafisz znaleźć drogi do bramki przeciwnika, grasz trzy mecze w ciągu jednego tygodnia, a w szczególności, kiedy grasz naprawdę dużo lepiej od przeciwnika, który ostatecznie zgarnia całą pulę punktów. Z tym wszystkim, a nawet więcej, spotkaliśmy się przed, w trakcie i po spotkaniach tej serii Major League Soccer.
Piłkarze dawali upust swoim emocjom głównie na murawie. Świetnym przykładem jest tutaj rozdzierający koszulkę Sebastian Giovinco. Włochowi ten sezon zdecydowanie nie układa się tak, jakby sobie tego życzył. MVP poprzedniego sezonu od siedmiu spotkań nie może wpisać się na listę strzelców, a w ciągu ostatnich 10 meczów do siatki rywala trafił tylko raz. W starciu z Chicago Fire oddał aż 13 strzał, z czego tylko trzy w światło bramki.
The Incredible Giovinco. #TFC pic.twitter.com/J94qUvI35L
— Major League Soccer (@MLS) 10 lipca 2016
Złością kipieli także zawodnicy Seattle Sounders, którzy ponieśli w tym sezonie kolejną porażkę przed własną publicznością (szczegółowe podsumowanie tego meczu tutaj). Bolała ona tym bardziej, że zagrali naprawdę dużo lepiej od swojego przeciwnika. LA Galaxy oddało tylko 7 strzałów, przy 22 Seattle… Clinta Dempseya ta porażka dotknęła szczególnie, kapitan zespołu nie mógł uwierzyć w to, co działo się na boisku.
Orlando City nadal przeżywa kryzys, Chicago Fire i San Jose Earthqukes nadal nie zachwycają, choć jeszcze nie tak dawno temu wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku i to, co najgorsze kibice mają już dawno za sobą. Tych pierwszych z pewnością boli pierwsza w tym sezonie przegrana przed własną publicznością.
Swoją frustrację wyraził również Patrick Vieira, choć może nie do końca można tak nazwać to zachowanie. Trener New York City FC odpowiedział dość wymownie na zarzuty, że wydarł trzy punkty NE Revolution i przegrał ze Sportingiem KC. Trzeba przyznać, że potrafi bronić swoich chłopców. Spytał się dziennikarza, czy naprawdę myśli, że przyjechali poddać mecz Sportingowi KC, czegoś takiego jeszcze nie było.
W Major League Soccer cały czas coś się dzieje. Nie można mówić o nudzie, bo to świadczyłoby tyko o niekompetencji i niewiedzy. Wkraczamy w coraz gorętszy czas, czas, gdzie niedługo będzie można ciąć powietrze nożem. Okienko transferowe rozkręca się z dnia na dzień, a część plotek jest naprawdę intrygująca!