Z każdym kolejnym meczem tego sezonu karuzela pod tytułem „Major League Soccer” kręci się coraz szybciej. Części zespołów tak zakręciło się w głowie, że postanowiły trochę odsapnąć. Druga część mocno zapięła pasy i bawi się w najlepsze. Podczas weekendu działo się naprawdę dużo. Zapraszam do zapoznania się z podsumowaniem 10. tygodnia MLS.
MLS w środku tygodnia
10. tydzień MLS rozpoczął się już w nocy z środy na czwartek. Wtedy mogliśmy być świadkami starcia Toronto FC z Orlando City i Sportingu KC z NY Red Bulls. W obu przypadkach wygrali gospodarze. Patrząc na grę podopiecznych Jasona Kreisa czy Jessego Marscha na wyjazdach, nie była to wielka niespodzianka. To była jednak przystawka i prawdziwe granie rozpoczęliśmy w weekend.
Rewanż za MLS Cup
Kiedy zobaczyliśmy składy meczu, który był zapowiadany jako starcie 10. tygodnia MLS, nie spodziewaliśmy się fajerwerków. Brak Giovinco, Vazqueza – najlepszego asystenta Toronto FC i całej ligi czy Zavalety miał zwiastować łatwe i przyjemne zwycięstwo gospodarzy.
Giovinco, Vazquez, Zavaleta i Beitashour nie polecieli razem z drużyną do Seattle na dzisiejszy mecz z Sounders.
— MLS Polska (@MlsPolska) 6 maja 2017
Jesteśmy jednak za oceanem, gdzie to, co oczywiste, wcale takim nie jest. W dodatku należy przypomnieć, że grudniowy finał MLS Cup padł łupem Seattle Sounders, a właściwie Stefana Freia, który w fenomenalnym stylu obronił strzał Jozy’ego Altidore w doliczonym czasie gry (tutaj więcej o ubiegłorocznym finale). W tym meczu swoją szansę wykorzystali zmiennic, m.in. Jay Chapman. Kolejny raz z bardzo dobrej strony pokazali się piłkarze w defensywie TFC, podobnie jak młody Marco Delgado. Sounders próbowali pokonać bramkarza gości, ale Clint Irwin w kilku sytuacjach zachował się naprawdę bardzo dobrze. Ostatecznie Toronto FC wygrali 1:0. Ponownie byliśmy świadkami starcia na linii Stefan Frei – Jozy Altidore. Napastnik kanadyjskiej drużyny wywalczył rzut karny, który potem sam zamienił na gola. Toronto wzięli odwet za grudniowy mecz i po tym tygodniu wskoczyli na fotel lidera Konferencji Wschodniej.
Sapong show
Philadelphia Union wreszcie się przełamała! Przed rozpoczęciem 10. tygodnia jako jedyna drużyna nie miała na swoim koncie zwycięstwa. Trzeba powiedzieć sobie jasno, że faworytem starcia z NY Red Bulls na pewno nie byli. Na szczęście dla drużyny z Pensylwanii między słupkami obudził się Andre Blake, który dał próbkę swoich możliwości. Kilkukrotnie ratował skórę swoim kolegom, a piłki z siatki nie wyjmował od 183 minut.
Jednak sam Blake meczu nie wygra, może go co najwyżej zremisować. The Union potrzebowali strzelca bramek. A prawdziwym dzikiem w napadzie Philadelphii Union jest niejaki CJ Sapong. Po tym, jak razem z Wiktorem w podcaście mówiliśmy o tym, że ta drużyna potrzebuje przebudzenia, udowodnił, że słuchają nas również za oceanem i wpakował piłkę do siatki Roblesa trzykrotnie w ciągu 12 minut. Był to jednocześnie pierwszy hat-trick 28-latka w MLS. Takiego impulsu potrzebowali piłkarze z Chester!
Minnesota z wygraną, Danladi z bramką
Mecz Minnesoty United ze Sportingiem KC zapowiadał się na jednostronne starcie. Raczej mało kto dawał szanse expansion team z najlepszą defensywą w tym sezonie. Ja z Wiktorem również skreśliliśmy ich jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Zatem skończyło się tym, że Minnesota wygrała 2:0, typowe MLS.
Warto jednak odnotować kilka rzeczy. Po pierwsze Minnesota wygrała w tym sezonie drugi raz i po raz drugi zachowała czyste konto! I to z nie byle kim, bo Sporting Kansas City zajmuje aktualnie drugie miejsce w Konferencji Zachodniej. Po drugie od pierwszej minuty na boisku mógł zaprezentować się Abu Danladi, wybrany z numerem pierwszym w tegorocznym SuperDrafcie. W pierwszym meczu od pierwszej minuty strzelił swojego pierwszego gola na boiskach MLS. Warto zapamiętać to nazwisko.
Po pierwsze, po drugie… Gdzie jest po trzecie?
Po trzecie między słupkami Minnesoty stał prawdziwy gladiator. Bobby Shuttleworth kilkukrotnie popisał się wspaniałym refleksem. W dodatku w drugiej połowie niefortunnie zderzył się z Domem Dwyerem, wskutek czego złamał nos. Pomimo dużej ilości krwi i bólu, grał do samego końca, nie raz ratując kolegów z opresji.
„Już wcześniej miałem duży nos, teraz jest znacznie większy” ~ Bobby Shuttleworth
first time i haven’t the biggest nose on the team. ?well deserved #treepoints. amazing #crowd #MNUFC @MNUFC pic.twitter.com/H2AQpTE7GM
— Jérôme Thiesson (@j_thiesson) 7 maja 2017
Nic dwa razy się nie zdarza
Wisława Szymborska pisała, że nic dwa razy się nie zdarza. Rację muszą jej przyznać piłkarze Portland Timbers. Do Kalifornii wybrali się drugi raz w tym sezonie. Po zwycięstwie nad fatalnym w tym sezonie LA Galaxy przyszła pora zmierzyć się z San Jose Earthquakes. Caleb Porter boleśnie przekonał się, że bez zdrowego Diego Valeriego, Darlingtona Nagbe czy Jake’a Gleesona, za to z Vytasem i Asprillą niczego nie zwojuje.
Za to fani The Quakes mogli cieszyć z najlepszego meczu swoich ulubieńców od wielu lat. Transfery w punkt: Florian Jungwirth, Jahmir Hyka, Marcos Urena, Danny Hoesen – każdy z nich przyczynił się do zwycięstwa. Kiedy obrońca (Florian Jungwirth) mija jednym podaniem pięciu piłkarzy drużyny przeciwnej, wiedz, że coś się dzieje. Oczywiście nadal niezniszczalny jest Chris Wondolowski, który dwukrotnie pokonywał Attinellę podczas tego meczu. Na futbol prezentowany przez SJ chciało się patrzeć. Jeden z najlepszych meczów od wielu lat. Ośmielę się stwierdzić, że na ten moment grają o wiele lepiej od LA Galaxy. Choć to akurat wcale nie jest takie trudne.
@pustulkaa Earthquakes ustawieni najbardziej ofensywnie od lat, nie pamietam kiedy ostatnio tak grali, chyba jeszcze za Yallopa 🙂
— Chris Reiko (@ChrisReiko) 7 maja 2017
Warto jeszcze dodać, że Caleb Porter, nie mając nic do stracenia, wpuścił na boisko trzech młodych graczy. Jack Bramby zmienił beznadziejnego Dairona Asprillę, ale nas – obserwatorów MLS – najbardziej interesowało pojawienie się na murawie Victora Arboledy i Jeremy’ego Ebobisse (#4 tegorocznego SuperDraftu). Dla obu był to debiut na boiskach Major League Soccer.
Wilmer Cabrera – cudotwórca z Teksasu
Inaczej trenera Houston Dynamo nazwać nie wypada. Po sukcesach w drugiej drużynie dostał szansę poprowadzenia zespołu, któremu w MLS, delikatnie mówiąc, ostatnimi czasy nie szło. Odblokował zawodnika, który nie strzelił bramki przez 2 lata! Teraz Erick „Cubo” Torres szaleje na amerykańskich i kanadyjskich boiskach, mając na koncie 7 goli. To niejedyny piłkarz, który zawdzięcza Wilmerowi Cabrerze wiele. Mamy tego efekty. Dynamo zmiażdżyli Orlando City przed własną publicznością, wygrywając 4:0. Nic więcej nie dodam, ale polecam obejrzeć sobie mecz tej drużyny, szczególnie na BBVA Compass Stadium.
Yankee Stadium nie dla Atlanty
Pamiętam pierwsze mecze na Yankee Stadium. W 2015 większość drużyn nie mogła odnaleźć się na tym najmniejszym stadionie w całej lidze. W ostatnim meczu 10. tygodnia po raz pierwszy w historii zawitała tam Atlanta United. Piłkarze Taty Martino mieli problemy nawet z celnym odegraniem piłki. Ozdobą meczu była z pewnością cudowna bramka Davida Villi i jeszcze piękniejsza Carlosa Carmony.
Kiedy wydawało się, że goście mogą w realny sposób zagrozić bramce Seana Johnsona, piłkarze Patricka Vieiry znokautowali ich w ciągu dwóch minut. W 60’ do siatki trafił Rodney Wallace, dwie minuty później Maxi Moralez po asyście ww. skrzydłowego. Atlanta się nie podniosła. To był cios, który nie pozwolił im na wywiezienie z Bronxu choćby jednego punktu. Gerardo Tata Martino musi obudzić swoją drużynę, bo ta po świetnym początku sezonu, powoli nie wytrzymuje tempa kręcącej się coraz szybciej karuzeli zwanej MLS.
Kamara – stary nowy król Ohio
W Ohio po Kamarze nikt nie płacze. Po co? Przecież cały czas strzela. Co to za różnica czy Kei, czy Ola? Ważne, że strzela. W meczu z NE Revolution mogło się wydarzyć wszystko, ale to gospodarze zaczynają grać piłkę z 2015 roku, kiedy byli jedną z najlepszych drużyn w całej lidze i znaleźli się w finale MLS Cup. Chyba zatęsknili za tymi czasami, bo w porównaniu z poprzednim rokiem, wygląda to naprawdę dobrze. Federico Higuaín strzela wtedy, kiedy trzeba, Justin Meram raz po raz notuje asysty, a Ola Kamara wyrasta na największą gwiazdę i lidera zespołu. To musi się podobać. The Revs pomimo dużego naporu na bramkę Zacka Steffena nie byli w stanie strzelić nawet jednej bramki i MAPFRE Stadium opuścili z nosami opuszczonymi na kwintę.
Ballou Tabla: zatańcz ze mną proszę
Osłabiony kontuzjami zespół Montrealu Impact wybrał się na RFK Stadium, gdzie DC United miało ten mecz pewnie wygrać. Niby był Ignacio Piatti czy Dominic Oduro, ale niestety nikt z Tablą nie chciał tańczyć. Wtedy 18-latek pomyślał sobie, że skoro tak, to zatańczy sam. I zatańczył… z piłkarzami DC United. Po indywidualnej akcji wpakował futbolówkę do siatki, zapewniając Impact drugie zwycięstwo w tym sezonie i pierwsze na wyjeździe.
Sędziego też można zmienić
Mecz Colorado Rapids z Vancouver Whitecaps zapamiętamy ze względu na kilka rzeczy i prawdopodobnie żadna z nich nie będzie dotyczyła bezpośrednio samej gry piłkarzy. Ta była tragiczna. Jeżeli ktoś oglądał to spotkanie z piątku na sobotę o czwartej nad ranem, to łączę się z nim w bólu. Przejdźmy jednak do tego, co warto zapamiętać. Brek Shea strzelił pierwszą bramkę w barwach Whitecaps w MLS, z tego gola mógł się tym samym cieszyć jedyny kibic z Kanady, który przybył na ten mecz kilka tysięcy kilometrów i osamotniony siedział na trybunie dla gości. Już samo to czyni ten mecz wyjątkowym. W dodatku 250. mecz w MLS rozegrał Jordan Harvey, a w ostatnich minutach byliśmy świadkami dość nietypowej zmiany. Z boiska zszedł sędzia główny spotkania: Jorge Gonzalez, na murawie pojawił się asystent, który zdążył pokazać czerwoną kartkę.
Nasz polski sędzia w MLS – Robert Sibiga mówi, że to nie jest pierwsza taka sytuacja. W 2014 roku Juan Guzman zmienił w przerwie Alana Kelly’ego.
@pustulkaa W 2014, obaj otrzymali po pół meczu w statystykach 🙂 pic.twitter.com/KunzF58FAz
— Robert Sibiga (@robsoccerlife) 6 maja 2017
Bo do tanga trzeba dwojga
Do tanga trzeba dwojga, szkoda, że ani LA Galaxy, ani Chicago Fire nie zagrali na tyle dobrze, żeby kibice mogli zobaczyć prawdziwe piłkarskie tango. Mecz zakończył się bramkowym remisem, co po ostatnim meczu piłkarzy z Miasta Aniołów z Philadelphią Union wcale takie oczywiste nie było. Więcej o tym meczu pisze Wiktor w swoich Pamiętnikach z Miasta Aniołów. O co chodzi z grafiką? Przekonajcie się sami.
W Utah wciąż na minusie
Zmiana trenera na razie nie pomogła. Jeff Cassar czy Mike Petke, a co to za różnica? Real Salt Lake i tak traci punkty. Co prawda ma tyle samo punktów co LA Galaxy, ale w tym sezonie nie jest to powód do dumy. 8 punktów i 10. miejsce w Konferencji Zachodniej. Z taką grą awansu do play-offów nie będzie.
W wyjazdowym starciu FC Dallas pewnie pokonali Real Salt Lake 3:0. Kolejny raz z bardzo dobrej strony pokazał się Maximiliano Urruti, który uciszył Rio Tinto Stadium. 26-latek ma na swoim koncie już 6 bramek i jedną asystę. W ofensywie FC Dallas świeci niczym diament. Należy również podkreślić, że podopieczni Oscara Parejy nadal są jedyną niepokonaną drużyną w tym sezonie.
Komplet wyników 10. tygodnia MLS
Toronto FC 2:1 Orlando City (skrót)
Sporting KC 2:0 NY Red Bulls (skrót)
Colorado Rapids 0:1 Vancouver Whitecaps (skrót)
Seattle Sounders 0:1 Toronto FC (skrót)
DC United 0:1 Montreal Impact (skrót)
Philadelphia Union 3:0 NY Red Bulls (skrót)
Columbus Crew 2:0 NE Revolution (skrót)
Houston Dynamo 4:0 Orlando City (skrót)
Real Salt Lake 0:3 FC Dallas (skrót)
LA Galaxy 2:2 Chicago Fire (skrót)
SJ Earthquakes 3:0 Portland Timbers (skrót)
Minnesota United 2:0 Sporting KC (skrót)
New York City FC 3:1 Atlanta United (skrót)