Galaxy mocne jak nigdy
Rok 2015 może być kluczowy i przełomowy dla soccera. I nie mam na myśli wielkich transferów jakich dokonano tego lata. Owszem, były ważne, ale nie najważniejsze. Ten sezon może być kluczowy ze względu na fakt, iż w MLS rośnie potęga nie tylko na skalę krajową, ale i międzynarodową. Wielu zarzuci mi teraz znaczną przesadę, ale prawda jest taka, że to wcale nie słowa na wyrost. Piłkarze z Miasta Aniołów w ostatnich latach całkowicie zdominowali ligę i to żadne wielkie odkrycie. W takim razie nasuwa się pytanie: Dlaczego pomimo dominacji w MLS, Galaxy nie radzi sobie w Lidze Mistrzów? Powiadam państwu, że to temat rzeka i każdy może mieć odmienne poglądy w tej sprawie, jednak moim zdaniem przyczyną numer 1 było wąskie pole manewru. U Galaktycznych zawsze grały wielkie gwiazdy i było ich krocie: Eduardo Hurtado, Cobi Jones, Carlos Ruiz, Tyrone Marshall, David Beckham, Landon Donovan itd., ale problemem było uzupełnienie składu. Na myśl rzuca się przykład Davida Beckhama na początku przygody z MLS. Zarówno w sezonie 2007, jak w 2008 Los Galácticos nie byli wstanie dostać się choćby do fazy play-offs. (2007-1,22 pkt/mecz, 2008-1,1pkt/mecz) Powód? Becks, Donovan i Buddle grali, a reszta podziwiała jak im idzie. Szczerze panie Gullit? Słaba ta pańska taktyka.
Jednak od czasu przyjścia do klubu trenera legendy Bruca Areny wszystko wróciło na dobre tory. 6 lat, 6 razy play-offs, 3 zwycięstwa w 4 finałach MLS Cup robi ogromne wrażenie. Brakuje tylko jednego : zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Kibice w Kalifornii czekają już 15 lat i liczą, że korpus wojsk lądowych Areny w składzie: pułkownik Gerrard, major Keane, porucznik Dos Santos, młodszy szeregowy Jamieson IV, poprowadzi go do tryumfu w tych prestiżowych rozgrywkach. Nadzieje są, bo w Los Angeles oprócz świecących gwiazd występuje również stonowane niebo.
Oba wraca!
Bilans z Martinsem:
9 zwycięstw/3 porażki = 27 punkty w 12 meczach = 2,25pkt/mecz
Bilans bez Martinsa:
2 zwycięstwa/2remisy/9porażek = 8 punktów w 13 meczach = 0,62pkt/mecz
Gdyby nigeryjski gwiazdor Rave Green nie doznał kontuzji piłkarze ze stanu Washington, byliby murowanym kandydatem do ponownego zgarnięcia Supporters’ Shield (liderem tej klasyfikacji jest stołeczny zespół D.C. United z wynikiem 1.69pkt/mecz). Podczas abstynencji zawodnika zespół grał fatalnie, o czym świadczy wynik 0,62pkt/mecz!(najgorszy zespół w klasyfikacji S’S to Philadelphia Union z wynikiem 0,96 pkt/mecz)
Nie bez powodu na początku tego tekstu dałem statystykę poczynań Sounders. Na pierwszy rzut oka widać jak bardzo forma drużyny jest uzależniona od swoich gwiazd. Z całą pewnością dla Sigiego Schmida nie jest to pocieszająca wiadomość i nie świadczy dobrze zarówno o nim jak i o jego ekipie. Początkowo niegroźna kontuzja nigeryjskiego napastnika mogła pozamiatać wysokie aspiracje pod dywan. Ba, z całą pewnością by pozbawiła. Z całym szacunkiem dla piłkarzy z hrabstwa King, ale bez Martinsa i Dempeseya ich najważniejszym celem byłaby walka o to, by nie być ostatnim zespołem w lidze. Zresztą, powyższa statystyka powinna wszystkich w tym utwierdzić.
Sigi Schmidt może spać spokojnie, bo jego na pewno nabrał pewności siebie. Nowo sprowadzeni piłkarze będą ważną częścią układanki w walce o najwyższe cele, a Oba Martins kierowcą rozpędzonego pociągu relacji Seattle – MLS CUP.
Mecz kolejki
Kto by pomyślał, że mecz dwóch outsiderów ligi stanie się „hitem” kolejki . Wszystkim złośliwym mędrcom polecam poszukać powtórki, by dokładnie go obejrzeli. Od początku spotkania oba zespoły narzuciły wysokie tempo, jednak to druga połowa przeszła samą siebie. Widowisko było istnym dreszczowcem, przy którym filmy Alfreda Hitchcocka to co najwyżej komedie romantyczne niskich lotów. Punktem kulminacyjnym był strzał Cristiána Maidany w 80 minucie i akrobatyczna interwencja bramkarza Strażaków Seana Johnsona. W tym momencie wszyscy kibice gości odetchnęli z ulgą. Tylko na chwilę. Kolejne 10 minut to tragedia dziurawej jak ser szwajcarski formacji obronnej Franka Yallopa, a zaraz seria kosmicznych interwencji niesamowicie dysponowanego SJ, o którego bohaterskich czynach można by było nakręcić film, o wielu barwnych tytułach: „11 na 1”, „Ostatni samuraj II”, „1 Wspaniały”, „10 minut do tragedii” , „Ojciec Chrzestny IV”, „Kapitan Chicago” itd. W każdym bądź razie wyczyny 26-latka zasługują na uznanie, ale jak śpiewała niegdyś słynna piosenkarka „Nic nie może przecież wiecznie trwać”. I nie trwało w 90 minucie siatka zadygotała, a gospodarze cieszyli się z pewnych trzech punktów. 3:2 kilka minut do końca i pełen luz w grze. I tu po raz kolejny trzeba przytoczyć wcześniejszy cytat „Nic nie może przecież wiecznie trwać”. W tym wypadku radość trwała niecałe dwie minuty, po czym część kibiców obu drużyn mogła posiwieć ze złości. Remis nic nie dawał i jednym i drugim, ale jakby nie patrząc występ obu zdecydowanie na plus. Tu po raz trzeci mogę przytoczyć słowa piosenki, pocieszając kibiców obu klubów. Galaxy, D.C. United czy Sporting Kansas City też kiedyś zaliczą gorszy sezon i być może, wtedy uda się wejść do play-offs.