#Soccer5FallStar
Leżąc dzisiaj w łóżku, dostałem olśnienia i wpadłem na genialny plan. Wszyscy ludzie interesujący się piłką, zwracają również uwagę na młodzież. Umówmy się każdego jara to, czy ktoś stanie się gwiazdą, czy wygra nagrodę imienia Freddiego Adu i wszystko przegra. Stwierdziłem, że na świecie znajduje się wiele osób, które chciałyby się podzielić swoimi indywidualnymi porażkami, jeżeli chodzi o wróżenie talentu, ale nie chcą wystrzelić jak Filip z Konopi, wrzucając do sieci tweeta, że ten i ten to się zmarnował. Rozumiem to i szanuje, bo sam chciałem wiele razy to napisać i teraz naszło mnie, że możemy wspólnie stworzyć coś fajnego. Wiem, że trudno wam w to uwierzyć, ale nawet mi zdarzają się porażki w ocenie talentu. Football manager to jednak nie życie.
Potraktujmy to jako doświadczenie – jestem ciekawy, jak wyjdzie. Zaczynam challange (choć to beznadziejne słowo zupełnie niepasujące do sytuacji) #Soccer5FallStar, czyli twoja subiektywna piątka najbardziej marnowanych talentów znanych z amerykańskich/kanadyjskich boisk. Chciałem nazwać BlackStar – natomiast mam nadzieję, że dojdziemy z naszymi typami poza Polskę i tam mogłoby to zostać źle zrozumiane, dlatego właśnie postawiłem na spadające gwiazdy jako synonim ludzi, których, w niedługim czasie, nazwiska trzeba będzie wykreślić z listy „poważnych piłkarzy”. Na czym to będzie polegać. Każda nominowana osoba tworzy swoją piątkę najbardziej marnowanych talentów grających aktualnie w USA bądź Kanadzie. Ma również prawo do nominowania kolejnych dwóch osób, które z grzeczności powinny pchnąć ten projekt dalej. Gdy już to uczynicie, na końcu posta/tweeta, czy czegokolwiek innego, stawiamy #Soccer5FallStar. Każde nazwisko to jeden punkt do klasyfikacji generalnej najbardziej marnowanego talentu. Oficjalny werdykt to grudzień 2017 roku. Jasne? No pewnie, że jasne.
Ja w tym miejscu nominuje moich dobrych znajomych, z którymi trochę już w naszych podcastach pogadaliśmy o marnowanych talentach – głównie LA Galaxy, ale to szczegół. Kasia Przepiórka, Karol Garncarz – to moje nominacje.
Nie będę bawił się w jakieś ograniczenia czasowe, bo uważam to za raka Internetu, gdybyście jednak wyrobili się do grudnia, to byłbym wdzięczny.
Zanim o moich kandydatach to malutkie wprowadzenie. Wiem, że nie uznacie ich nawet za talenty, ale w tym aspekcie jestem dość awangardowy. Może chociaż jeden będzie w grudniu w pierwszej piątce.
1. Khiry Shelton
Khiry. Mój drogi Khiry – co się z tobą porobiło w tym MLS. Jest mi naprawdę przykro, bo na razie to chyba najbardziej chybiony wybór w mojej przygodzie z ligą. W 2015 roku wydawało mi się, że będzie sporo lepszy od Larina. Na początku sezonu rzeczywiście grał, ale po kilku słabszych meczach wylądował na ławce i na dobrą sprawę mimo lepszych występów w 2016 jest już stracony w NYCFC. Był jakiś mały skandal obyczajowy – tak mówię drobny, bo w Stanach możesz być przekreślony za totalnie durną sprawę – czytaj obrazisz kolegę z drużyny, czy zlekceważysz przeciwnika tak jak w tym przypadku.
Shelton to taka kryzysowa narzeczona, a właściwie narzeczony. Zupełna odwrotność kobiety z piosenki. Jest na dnie i prawdopodobnie aktualnie wie, co traci nie grając prawie w ogóle.
Wiecie Khiry to typ gwiazdy. Bardzo zmanierowany, cwaniaczek. Ulubieniec damskiej części publiczności – natomiast najbardziej boli to, że ma cholerny talent, a się marnuje. Mógłby iść do innego klubu. Mógłby podejść do Patricka Vieiry i powiedzieć: „Słuchaj gościu albo pozwalasz mi grać, albo idę do Chicago i będę tam gwiazdą”. Dobra to moja wersja. Wiadomo kulturalnie porozmawiać, dowiedzieć się, jakie ma według niego zamiary, bo na ten moment nie ma szans na regularną grę – smutna, brudna prawda. Khiry ja w ciebie wierzę, ale lądujesz na liście. I to na pierwszym miejscu, co najgorsze.
2. Bradford Jamienson IV
W 2015 zaliczył 8 występów, w których mi zaimponował. Był świetny. Drybling, szyk, szybkość. Wszystko, czego oczekuje się od młodocianej gwiazdy Galaxy. Do tego jeszcze ciekawa osobowość. Przyszła gwiazda – nie tak jak w przypadku Sheltona, który już jako Rookie chciał być gwiazdą. Później nastał czas, w którym przestał grać. Totalnie. Był Bradford, nie ma Bradforda. Ciekawa koncepcja wdrażania młodych piłkarzy do składu – chapeau bas mr Arena. W poprzednim sezonie zagrał całe 38 minut. Cudowna liczba na zaprezentowanie swoich umiejętności. Można dostać załamki. W innych zespołach grają młodzi, którzy często nie ogarniają, a ty masz talent, ale nie jesteś za młody. Młody musi mieć przecież mniejsze umiejętności od starszego. To przecież logiczne. U Onalfo wchodzi na kilka/kilkanaście minut, ale Galaxy jest przecież beznadziejne i powinien dostawać więcej minut, bo może grać na czterech pozycjach.
Podsumowując – jeszcze ma szansę nawet na bycie gwiazdą, jednak musi zacząć już w tym roku.
3. Omar Salgado
To pierwszy z graczy, do którego mam całkowitą pewność – nic już z niego nie będzie. Jednocześnie jedyny niegrający aktualnie w Stanach. Taki wyjątek od reguły.
Vancouver Whitecaps wybrali prawdopodobnie najgorszą jedynkę w historii. Nie odmówię tu logiki. Był utalentowany, miał za sobą występy w kadrze U20 i niecałe 18 lat, ale wbrew wielkim oczekiwaniem nie odpalił. Mogli wybrać: Darlingtona Nagbe (o tym, jak dziwny był to draft, niech świadczy fakt, że Nagbe był wtedy napastnikiem), Saponga, Bruina, a wybrali właśnie jego. Łącznie w Kanadzie zagrał 34 razy w ciągu 3 lat. Strzelił jedną bramkę. Trzy razy asystował i tyle samo razy obejrzał żółty kartonik. W USL, NASL – też nie zagrzał długo miejsca. W barwach Tampa Bay Rowdies nie zaliczył nawet jednego występu. Rzadko kiedy był w „18” meczowej. W Charleston (USL) grał tylko dlatego, że Vancouver dalej w niego wierzyli, że odpali. Wystąpił tam 5 razy i grał dobrze, ale był za dobry jak na USL, jednocześnie w MLS dawał plamy. Tak delikatnie mówiąc. Serio, był tragiczny. Poziom Klasy B. Derby Zawisza – Zorza Ślesin. Chociaż nie – obrażam amatorów, im się chociaż chce. Mają jakiś ambicje. On nie miał.
Ostatni mecz zagrał w sierpniu 2014 roku, jednak dalej aktywnie trenuje z rezerwami Tigres II. Trener rezerw, jakby nie patrzeć marnuje jego „talent”.
4. Neco Brett
Kolejny zawodnik, którego marnotrawienie mnie boli. Jasne to dopiero 40 numer SuperDraftu 2016, ale moim zdaniem niesłusznie wybrany z tak niskim numerem. Początkowo cieszyłem się, że trafił do Timbers. Miał tam całą jamajską kolonię kolegów i wydawało mi się, że szybko znajdzie wspólny język z nowym trenem, który lubi majsterkować z wyjściowym składem. Ok, zgodzę się to były marzenia ściętej głowy. Pozycja napastnika jest zarezerwowana dla Adiego. Natomiast ze skrzydłami bywało różnie. Poprzedni sezon był słaby i Porter mógł spróbować czegoś innego. Zwłaszcza mając w rezerwach takie śmigło jak Brett. Szybkonogi, z dobrym dryblingiem i strzałem. Kolejny uniwersalny gracz na każdą ofensywną pozycję. Na miejscu Jamajczyka również zastanowiłbym się na swoją dalszą karierą. Może grać z MLS, myślę że nawet może być kluczowym piłkarzem jakieś zespołu. W NASL na pewno byłby kluczowym piłkarzem. Możliwości jest wiele, ale na razie zawodnik całkowicie się rujnuje.
5. Jason Johnson
Być może najbardziej zaskakujący wybór. Jestem jednak fanem reprezentacji Jamajki i wiem, że wszyscy fani w niego wierzyli. Niech świadczy o tym fakt: w kadrze zadebiutował w 2010 roku. Profesjonalną karierę zaczął 3 lata później. Wybrany z numerem 13 w SuperDrafcie miał być wisienką na torcie w składzie wicemistrzów MLS. Skończyło się na tym, że zaliczał występy, ale nie nazwałbym tego wisienką na torcie, a piątym do brydża. Był zbędny, więc wypożyczono go, by ogrywał się w USL. Tak naprawdę Dynamo nie wiązali z tym piłkarzem przyszłości. W 2015 przeszedł do Chicago i wydawało się, że wszystko wkracza na odpowiednie tory. Problem polega na tym, że owszem jest utalentowany, ale nie bronią go liczby. Nie strzela, nie asystuje. Jest szybki i stwarza sytuacje, ale to za mało. Mimo że teraz męczę się oglądając tak zdolnego chłopaka w Rising (nawet tam nie gra w pełnym wymiarze czasowym), to liczę na to, że kiedyś jeszcze wróci. Choć szansę na to maleją z każdym kolejnym miesiącem.
Nagrody specjalne:
„Przechlapałem swój czas, najlepszy czas” – czyli sam zmarnowałem swoją karierę
Zwycięzca mógł być tylko jeden. Panie i Panowie. Freddy Adu. Ptaszek za szybko wyleciał z gniazda i ptaszek spadł. Próbowali pomóc mu wstać. Cały czas spadał. Niesforny. Tak naprawdę każda decyzja podjęta przed Adu w jego karierze po odejściu z D.C. United była decyzją złą. Monaco, Grecja, Turcja, Brazylia, czy później powrót do kraju i żałosna gra w Rowdies. Wszystko przez swoją głupotę, przez agentów, obojętnie przez kogo. Żadna z decyzji nie była dobra.
Szczytem wszystkiego był jednak news o kontrakcie w Nowym Sączu. Czy ci chłopie nie wstyd? To tak jakby bogacz coraz bardziej zatracał się w nałogu alkoholowym. Sprzedał samochód, rodzinę i dom, a potem poszedł żebrać na ulicę. Tak jak w legendarnej piosence Perfectu. Freddy przechlapałeś swój czas i stajesz się patronem najbardziej poniżającej nagrody w tym tekście.
„Znowu w życiu mi nie wyszło” – czyli cholerne kontuzję, które zniszczyły mi karierę
Najlepszy Rookie w historii. Damani Ralph. Dziś ma 36 lat i od 10 lat nie gra już w piłkę. A w piłkę grał bardzo dobrze. Do niedawna był rekordzistą pod względem ilości strzelonych bramek przez pierwszoroczniaka. W 2004 był kluczową postacią być może najlepszej drużyny w historii ligi. Potem odszedł do Rubina Kazan, jednak jego przygoda z rosyjskim klubem zakończyła się wcześniej niż by sobie tego oczekiwał. Rozegrał ledwie 25 ligowych spotkań i musiał przerwać karierę, bo kolano mu się rozsypało. Pierwszy, drugi, trzeci. I skończył karierę. Całkowicie niespełniony.