Newsy
Strona główna / MLS / Aktualności / Pożar w Chicago Fire – jak odrodzić się z popiołów (cz. II)

Pożar w Chicago Fire – jak odrodzić się z popiołów (cz. II)

Chicago Fire to idealny przykład klubu, który marnuje olbrzymi potencjał i swoimi działaniami zraża ostatnich kibiców, którzy się od nich nie odwrócili.  W ostatnich latach sportowo i organizacyjnie sięgnęli dna, co obszernie opisałam w pierwszej części. Naprawdę nie chce mi się wierzyć, że można upaść jeszcze niżej, więc teraz należy się zastanowić, co dalej i jaka przyszłość maluje się przed Chicago Fire.

Klub nie odrodzi się jak feniks z popiołów, to akurat jest pewne. Tutaj potrzeba czasu i pracy u samych podstaw. Zmiany polityki transferowej, rozsądnego zarządzania pieniędzmi, rozbudowy akademii i w końcu odbudowy relacji z kibicami. Chicago Fire to solidna piłkarska marka, która w dużej mierze bazuje na historii. Władze klubu mają niemal pełne poparcie miasta, ale wypadałoby, żeby w swoich działaniach mieli również aprobatę fanów. To wszystko pięknie wygląda na papierze, a jak jest w rzeczywistości?

Pierwszą część, w której opisałam wszystkie błędy Chicago Fire w ostatnich latach, znajdziecie tutaj.

CHICAGO FIRE SOOCER FOOTBALL CLUB

Już po publikacji Jamesa Vlahakisa na Twitterze (odsyłam do poprzedniej części) było jasne, że zmiany w Chicago Fire są nieuniknione. Po ogłoszeniu przenosin na Soldier Field i olbrzymim długu ($65mln należnych Bridgeview), można było pomyśleć, że włodarze pójdą po rozum do głowy i przynajmniej w kwestii rebrandingu zdadzą się na fanów. Nic bardziej mylnego. W poprzednim sezonie w klubie pojawili się nowi specjaliści od wizerunku, marketingu i public relations. Zgodnie z ich zaleceniami zdecydowano się na całkowitą zmianę. Nie tylko nowy (stary) stadion, ale także nowa nazwa klubu, nowe barwy i logo.

21 listopada kibice oficjalnie poznali efekty rebrandingu i od tego dnia mówimy już o Chicago Fire Football Club zamiast Chicago Fire Soccer Club. Jeżeli myśleliście, że taka zmiana spowodowała, że klub jest wyżej pozycjonowany w wyszukiwarkach, to jesteście w błędzie. Włodarze mieli kilka naprawdę interesujących opcji nawiązujących do historii miasta, klubu czy regionu. Zdecydowano się na najbardziej oklepane Football Club

The Chicago Fire continues to revamp | US Soccer Players

Oczywiście nie spodobało się to fanom, co również nie powinno nikogo dziwić. Nawet niektórzy piłkarze wstrzymują się od komentarzy na temat zmian, bo musieliby skrytykować własny zespół. To nie wchodzi w grę, więc pozostaje milczenie. Początkowo włodarze mówili, że na ocenę przyjdzie nam trochę poczekać i nie można teraz krytykować działań klubu. Ci sami ludzie po tym, jak krytyka zaczęła się nasilać, próbowali rozeznać się, czy można ewentualnie zmienić logotyp. Zapomnieli o jednej ważnej rzeczy, tego typu zmiany są możliwe raz na dwa lata… Pozostaje pogratulować kompetencji i rozeznania w temacie. Tak, ci ludzie dostali za to pieniądze.

ZdjęcieZdjęcie

Zostawmy już to fatalne logo, choć polecam w wolnej chwili przejrzeć sobie wszystkie memy związane z tym tematem (gwarantuję poprawę humoru) i skupmy się na samych przenosinach na Soldier Field. Chicago Fire grali już kiedyś na tym molochu, który może pomieścić ponad 60 tysięcy kibiców i nie wyglądało to najlepiej, a były to czasy, kiedy kibice naprawdę chętnie przychodzili na mecze swoich ulubieńców. W poprzednim roku frekwencja na stadionie Strażaków była najgorsza w lidze, najgorsza w historii klubu, w dodatku nawet nowy klub z niższej dywizji (USL Championship) wykręcił lepszy wynik od klubu MLS. Na mecze New Mexico United przychodziło średnio 12 693 kibiców, a grają oni w Albuquerque, gdzie populacja jest prawie 10 razy mniejsza niż w Chicago… Bardzo słabo wyglądała też sytuacja w trakcie preseasonu, kiedy co chwila mieliśmy informacje o kolejnych rekordach związanych ze sprzedażą biletów i karnetów, a w Illinois cały czas była cisza. Fantastyczne działania w mediach społecznościowych i świetne filmiki czy błyskotliwe produkcje to za mało, żeby zachęcić fanów do wykupienia karnetów. Klub, który w grudniu ogłosił wejście do MLS w przyszłym roku, w ciągu doby (bez nazwy, niecały miesiąc po pierwszych wzmiankach o możliwej ekspansji) sprzedał więcej depozytów (7 000), niż Chicago Fire w ciągu kilku miesięcy (6 000). Na początku stycznia klub z Charlotte, o którym mowa, miał już sprzedanych 20 000 depozytów na karnety. Podczas pierwszego meczu Nashville w MLS na stadionie pojawiło się 59 069 kibiców, a bilety rozeszły się jak świeże bułeczki. Ze względu na pandemię koronawirusa nie dowiemy się, ilu fanów pojawiłoby się podczas pierwszego domowego meczu Chicago Fire, bo mówiło się, że w ostatniej chwili kibice się zmobilizowali i w puli zostało naprawdę niewiele biletów, ale jestem wręcz przekonana, że na dłuższą metę mieliby problem z utrzymaniem tak wysokiej frekwencji. Oczywiście pomijam w tym momencie wszystkie skutki związane z wirusem, który niewątpliwie wpłynie na cały świat piłki nożnej, w tym MLS.

Co przyciągnęłoby fanów na stadion? Postawienie nowego odbiorcę, który będzie utożsamiał się z „nową marką”, raczej nie będzie miało przełożenia na wyniki. Zupełnie inaczej będzie się miała sprawa z piłkarzami, dla których kibice będą przychodzić na stadiony. W przypadku Chicago Fire mówimy przede wszystkim o piłkarzach z Ameryki Południowej czy Meksyku oraz Polakach. W obu przypadkach mamy jednak braki. Chicharito ostatecznie trafił do LA Galaxy, a Rodolfo Pizarro do Interu Miami. Z polskich piłkarzy mamy przede wszystkim Przemysława Frankowskiego, a Nemanję Nikolicia zastąpił dobrze znany z ekstraklasowych boisk Boris Sekulić. Czy to wystarczy, żeby zachęcić nowych kibiców do przyjścia na mecz Chicago Fire? Patrząc na to, jakie wzmocnienia poczyniły pozostałe kluby (nawet te słabsze), może być o to naprawdę trudno, choć nowi ludzie w pionie sportowym robią, co mogą.

NOWA WŁADZA, NOWE NADZIEJE?

Wiadomo, że bez właściciela, który ma głowę na karku (nie mówię już o pieniądzach), trudno mówić o klubie, który odnajdzie się w nowych realiach ligi, będącej w raporcie Soccerex (sto klubów dysponujących największą siłą finansową) drugą siłą zaraz po Premier League. Przez 12 lat właścicielem Chicago Fire był Andrew Hauptman. W lipcu 2018 sprzedał 49% akcji klubu. We wrześniu 2019 miliarder Joe Mansueto stał się posiadaczem pozostałych 51% akcji, zostając tym samym jedynym właścicielem Chicago Fire. Całkowite przejęcie klubu przez jednego z najbogatszych ludzi w Stanach Zjednoczonych idealnie zbiegło się nową erą w historii Chicago Fire. Można powiedzieć, że to już kolejna „nowa era”, kolejny „wielki projekt” i „odrodzenie”, ale tym razem zmieniło się naprawdę wiele. Muszę podkreślić to jeszcze raz: gorzej już być nie może. Wydaje się, że jeżeli klub teraz się nie odbuduje, to równie dobrze może zakończyć swoją działalność. Inne miasta z chęcią zajmą ich miejsce i zapłacą ogromne pieniądze za wejścia do ligi.

Joe Mansueto jest związany z Chicago. To właśnie tym mieście studiował i w tym mieście główną siedzibę ma jego firma – Morningstar (polecam sobie o niej poczytać w wolnej chwili; jej wartość to $3,8mld). Miliarder, którego majątek wg Forbesa jest szacowany na $2,8mld, jest mocno związany z miastem i klubem, przez co naprawdę mam poczucie, że to odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu.

Zdecydowanie bardziej martwi mnie obecność Nelsona Rodrígueza, którego poznaliście bliżej w pierwszej części. Powinien przeprosić wszystkich kibiców, że doprowadził do ostatecznego upadku klubu i razem z Veljko Paunoviciem odejść. Tymczasem Rodríguez ostał się w klubie, ale na całe szczęście nie jest już dyrektorem generalnym, a prezydentem Chicago Fire. Powiedzmy, że jest to jakieś rozwiązanie, choć tak naprawdę już dawno powinni wyrzucić go z hukiem.

Kto w takim razie przejął stery nad pierwszym zespołem, skoro Paunović pożegnał się z drużyną, a jego wierny kompan Nelson Rodríguez zamienił stanowisko dyrektora generalnego na prezydenta? Długo zwlekano z oficjalnymi decyzjami, co tylko podkręcało nerwową atmosferę. Dopiero pod koniec grudnia 2019 klub ogłosił nowego dyrektora sportowego.

Wraz z zatrudnieniem Georga Heitza można było wyczuć, w jakim kierunku zmierza teraz klub. Potwierdzeniem było ogłoszenie nowego szkoleniowca, który ostatnio pracował z reprezentacją Stanów Zjednoczonych U-17. Raphaël Wicky i Heitz razem współpracowali w Szwajcarii. To właśnie oni odpowiadali za część sukcesów FC Basel (Wicky trenował wszystkie drużyny Basel od U-18 do zespołu seniorów). Teraz ma się to przełożyć na nową filozofię budowania składu przez Chicago Fire. I choć wygląda to naprawdę intrygująco, to wciąż pozostaje wiele do poprawy…

ZBUDOWAĆ ZESPÓŁ OD PODSTAW

Jednym z problemów Chicago Fire jest oczywiście budowa składu. Co prawda nie wygląda to tak tragicznie, jak w poprzednich sezonach, ale pion sportowy miał spore problemy ze skompletowaniem składu. Pod koniec grudnia w drużynie nie było trenera, dyrektora sportowego, żadnego Designated Player, a w kadrze 17. zawodników. Strażacy nie mają karty przetargowej, która przekonałaby naprawdę dobrych piłkarzy do podpisania umowy z ich klubem (wspomniani wyżej Chicharito i Pizarro). Wyjątkiem może być oczywiście wysoki kontrakt dla piłkarzy o statusie Designated Player, ale i w tym przypadku się nie popisano. Bardzo prawdopodobne, że w niektórych drużynach Robert Berić i Gastón Giménez nie łapaliby się do podstawowej jedenastki, nie mówiąc już o umowie DP. Trzeba jednak podkreślić, że Giménez w debiucie z NE Revolution pokazał się z naprawdę dobrej strony. Trzecim DP, a w zasadzie Young DP jest Ignacio Aliseda i muszę powiedzieć, że jestem bardzo ciekawa, co ten piłkarz nam pokaże. Tuż przed startem sezonu podkreślałam, że na niekorzyść Chicago Fire działa czas, ponieważ trener nie miał czasu na wprowadzenie nowego stylu, a piłkarze w dużej mierze nie są ze sobą zgrani. Przymusowa przerwa wbrew pozorom może tej drużynie naprawdę pomóc. Nie mówię już o grze w Konferencji Wschodniej, gdzie rywalizacja o awans do play-offów będzie nieco łatwiejsza niż na Zachodzie. Trzeba przyznać, że dołączenie Nashville SC do Konferencji Zachodniej jest Chicago Fire wyjątkowo na rękę.

Wróćmy do tego, co w ostatnich latach zepsuli włodarze Chicago Fire. Na pierwszy plan wysuwają się przede wszystkim trzy aspekty: brak długofalowej wizji, przepłaceni emeryci i zaniedbanie akademii. Okienko transferowe nie było zbyt udane, ale już na pierwszy rzut oka możemy dostrzec kilka pozytywów. Nie będę chwalić za długofalową wizję, bo co do tej nie jestem przekonana i uwierzę dopiero wtedy, jak zobaczę. Po prostu zbyt wiele razy zawiodłam się na tym klubie, żeby nagle stwierdzić, że tym razem na pewno będzie inaczej. Budujące są natomiast transfery młodych piłkarzy. Ignacio Aliseda według ludzi obserwujących argentyńską piłkę może pójść w ślady Ignacio Piattiego czy Diego Valeriego, a kibic MLS chyba nie może usłyszeć lepszej rekomendacji. 19-latek nie bez powodu dostał kontrakt Designated Player. Nieoszlifowanym talentem jest również Miguel Ángel Navarro. Lewy obrońca jest młodzieżowym reprezentantem Wenezueli, a w klubie na jego pozycji gra 35-letni Jonathan Bronstein. Liczę, że 21-latek szybko wskoczy na wyższy poziom i zacznie regularnie grać.

Oczywiście to tylko dwa przypadki naprawdę młodych zawodników i reszta transferów raczej nie wpisuje się w ten trend, ale  pragnę zauważyć, że nawet takie małe rzeczy powinny cieszyć fanów Chicago Fire, w dodatku pozostali piłkarze, którzy dołączyli do zespołu, nie przekroczyli 28. roku życia. Nie jest to zmiana o 180 stopni, ale wystarczająca, żeby być dobrej myśli. Dodatkowo ponownie postawiono na akademię, którą jeszcze nie tak dawno niektórzy chcieli zamknąć lub sprzedać… Tymczasem do drużyny w ostatnich dwóch latach dołączyło kilku piłkarzy, którzy w przyszłości mogą przynieść pierwszej drużynie profity. Część z nich zapewne nie przebije się na dłużej do podstawowej drużyny, część pewnie zamieni w niedalekiej przyszłości MLS na USL Championship, ale są też zawodnicy z potencjałem na grę w Europie.

Gabriel Slonina
Gabriel Slonina (2004) to jeden z największych talentów akademii Chicago Fire

Podpisanie umowy afiliacyjnej z Forward Madison z USL League One, gdzie najzdolniejsi młodzi zawodnicy będą mogli się ogrywać, to strzał w dziesiątkę. Tym bardziej że Madison w skali Stanów Zjednoczonych to miejscowość położona stosunkowo blisko Chicago. Największym talentem ze wszystkich zakontraktowanych wychowanków jest bez wątpienia Gabriel Slonina. 15-letni bramkarz ma nieprawdopodobne warunki fizyczne i już teraz jest regularnie powoływany do młodzieżowych reprezentacji Stanów Zjednoczonych. Jeżeli miałabym postawić na jednego piłkarza z tego grona, który może zrobić dużą europejską karierę, wybrałabym właśnie tego zawodnika. W drużynie jest jeszcze jego starszy brat – Nicholas, który gra na środku obrony. Polskobrzmiące nazwiska nie są mylne, obaj mają również polskie obywatelstwo. Wydaje się, że klub poszedł też po rozum do głowy, jeżeli chodzi o zawodników, których wypuścili z akademii, a ci sprawdzili się w lidze uniwersyteckiej. W poprzednim sezonie stracili w ten sposób Andrewa Gutmana (więcej w pierwszej części). Tym razem nie popełnili tego błędu w przypadku Mauricio Pinedy. 22-latek grał w drużynie piłkarskiej University of North Carolina, a w pierwszych dwóch meczach sezonu rozegrał pełne 90 minut jako defensywny pomocnik. Już w trakcie przymusowej pauzy spowodowanej pandemią koronawirusa zakontraktowano kolejnych dwóch wychowanków. Oczywiście nie będą oni stanowili o sile zespołu, ale gra w Forward Madison zdecydowanie przyczyni się do ich rozwoju, na co liczą w Chicago Fire. Takie wiadomości są naprawdę budujące. Brakuje mi jeszcze wystawienia drużyny U-18/19 w rozgrywkach U.S. Soccer Development Academy, gdzie rywalizacja jest na naprawdę wysokim poziomie. Liczę, że zmieni się to w najbliższym czasie, co spowoduje większe prawdopodobieństwo wyłowienia talentu. . Jeżeli chociaż części zawodników z pola uda się nawiązać do występów Djordje Mihailovicia, to będzie można uznać za duży sukces akademii. 

WYCHOWANKOWIE W PIERWSZEJ DRUŻYNIE CHICAGO FIRE FC
PIŁKARZ POZYCJA WIEK ROK DOŁĄCZENIA MINUTY (wszystkie rozgrywki) POPRZEDNI KLUB
Gabriel Slonina bramkarz 15 (2004) 2019 akademia
Allan Rodríguez środkowy pomocnik 15 (2004) 2020 akademia
Chris Brady bramkarz 16 (2004) 2020 akademia
Brian Gutiérrez ofensywny pomocnik 16 (2003) 2020 akademia
Javier Casas Jr. defensywny pomocnik 16 (2003) 2020 akademia
Alex Monis napastnik 17 (2003) 2020 akademia
Andre Reynolds II lewy obrońca 18 (2001) 2019 58 akademia
Nicholas Slonina środkowy obrońca 19 (2001) 2020 akademia
Djordje Mihailović ofensywny pomocnik 21 (1998) 2017 3 107 akademia
Jeremiah Gutjahr pomocnik, obrońca 22 (1997) 2019 591 Indiana University
Mauricio Pineda defensywny pomocnik 22 (1997) 2020 180 University of North Carolina
***

Nie można jednak popadać w hurraoptymizm, bo przed Chicago Fire wciąż dużo pracy. Pamiętajmy, że lata zaniedbań doprowadziły do tego, że klub z Wietrznego Miasta musi przede wszystkim dogonić ligowych średniaków, bo czołówka już dawno odjechała i to TGV. Cała reszta próbuje ich gonić i widać to m.in. po ruchach transferowych i filozofii danego klubu. I właśnie tego cały czas brakuje w Illinois. Widzę, że próbują nowych rozwiązań, widzę, że naprawdę zależy im na odrodzeniu klubu, ale cały czas brakuje długofalowego planu i jasnej deklaracji ze strony włodarzy klubu, ale w końcu nie od razu Rzym zbudowano. Na szczęście w końcu naprawdę widać światełko w tunelu i jest to jakaś iluzja czy fatamorgana. Cały czas brakuje długofalowego planu i jasnej deklaracji ze strony włodarzy klubu, ale w końcu nie od razu Rzym zbudowano. Ważne, że podjęto pierwsze decyzje dotyczące zmian i choć zapowiada się na kolejny tzw. przejściowy sezon, to fani Chicago Fire w końcu mogą odetchnąć z ulgą, bo nic nie wskazuje na to, że nowe władze dorównają niekompetencją swoim poprzednikom.

Autor: Kasia Przepiórka

Redaktor Naczelna | Nie śpię po nocach, bo oglądam piłkę nożną... w USA, a za dnia o tym piszę. Z soccerem na dobre i na złe, od reprezentacji, przez MLS czy USL, aż do ligi uniwersyteckiej. Wbrew pozorom nie jestem szalona, zaglądam też na europejskie boiska (nie tylko w poszukiwaniu młodych talentów nadających się do reprezentacji USA). P.S. To prawda.

Zobacz również

Rozwój czy stagnacja? Inter Miami w sezonie 2022

Inter Miami zawsze wzbudza ogromne zaangażowanie postronnych widzów, mediów czy osobowości ze świata show-biznesu, generując ...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Discover more from Amerykańska Piłka

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading