Jeżeli ktoś przed startem sezonu powiedziałby mi, że w grudniu Portland Timbers zagra w finale MLS Cup, to na początku popatrzyłabym na niego z delikatnym politowaniem, ale chwilę później uświadomiłabym sobie, że przecież Giovanni Savarese faktycznie może to zrobić. I rzeczywiście to zrobił. Drugi raz za jego kadencji (i trzeci raz w historii) Drwale zagrali w meczu o mistrzostwo MLS. Tam jednak musieli uznać wyższość rywala, co bolało podwójnie, bo grali przed własną publicznością.
Portland Timbers nie grali wybitnego sezonu. Przez większą część rozgrywek był to po prostu przeciętny futbol w wykonaniu ekipy z Oregonu. Jednak cały czas utrzymywali poziom na tyle przyzwoity, żeby dać znać wszystkim dookoła, że do play-offów to jednak mają zamiar awansować. Ostatecznie dokonali tego bez większych problemów, ale mierzyli się ze swoimi problemami: kontuzjami, kolejnymi kontuzjami, no i oczywiście kontuzjami. W kluczowym momencie sezonu Savarese miał jednak do dyspozycji większość swoich graczy i mógł robić to, co wychodzi mu bardzo, ale to bardzo dobrze: rotować składem.
Największą gwiazdą był oczywiście Sebastián Blanco. Argentyńczyk błyszczał na boisku i ciągnął za sobą resztę drużyny. 9 goli i 6 asyst to tylko namacalne liczby, ale należy pamiętać, że jego gra wykraczała znacznie poza nie: kluczowe podania, niekonwencjonalne zagrania, drybling, dobra gra w kluczowych momentach trudnych spotkań. W tym sezonie w Blanco w pełni przejął rolę lidera, jakim do tej pory był Diego Valeri. Legenda klubu zresztą opuściła Providence Park wraz z zakończeniem rozgrywek i wróciła do CA Lanus (zranił mnie tym bardzo, ale o tym innym razem). Blanco również nie podpisał jeszcze nowej umowy, ale ma to zrobić w ciągu najbliższych kilkudziesięciu godzin, jednocześnie schodząc z kontraktu Designated Player, podążając drogą samego Valeriego.
Timbers w tym sezonie mieli w zasadzie jednego napastnika. Felipe Mora, bo o nim mowa, był najskuteczniejszym piłkarzem Drwali. Przez dłuższy czas pomagał mu w ataku Jeremy Ebobisse, ale w trakcie sezonu włodarze klubu zdecydowali się na trade i oddanie go do SJ Earthquakes za ~$1mln GAM, tłumacząc swoją decyzję tym, że muszą promować graczy, w których „zainwestowali”. Savarese nie był zachwycony tą decyzją i nawet przy takim układzie nie dawał zbyt wielu szans Jarosławowi Niezgodzie, który jako jedyny z tej trójki miał kontrakt DP… Pozwólcie, że na tym poprzestanę, bo jednak nie wypada poświęcać czasu na kogoś, kto zbyt wiele do gry swojej drużyny nie wniósł. W nowym sezonie musi odpalić, bo to już trzeci rok w MLS, z czego dwa można wyrzucić do kosza.
W Oregonie standardowo mają w poważaniu akademię, więc nie wyróżnię żadnego młodego zawodnika. Po prostu nikt na to nie zasługuje. Pochwały trzeba natomiast słać w kierunku weteranów, a konkretnie jednego z nich. Diego Chara, bo o nim mowa, nic nie robi sobie z upływających lat i kiedy innych w jego wieku łamie w kręgosłupie, ten niezmordowanie hasa po boiskach MLS, uprzykrzając życie przeciwnikom. Wydawało się, że w tym roku u jego boku może biegać Eryk Williamson, ale zerwanie ACL pokrzyżowało te plany i bardzo dobry duet stworzył z Charą piłkarz, a jakże, wracający po urazie, czyli Cristhian Paredes. Jak już wspomniałam o weteranach, to należy pochwalić też Dairona Asprillę. Nie wiem, co mu się przestawiło w głowie, ale w roku 2021 postanowił dla odmiany nie przespać sezonu zasadniczego i zrobić coś również poza play-offami. Akurat tego nie przewidzieliby nawet najwięksi optymiści.
Dairon Asprilla w tym roku pomylił sezon zasadniczny z play-offami. 🤯
Zazwyczaj dopiero w play-offach budzi się ze snu zimowego i jest bohaterem Portland Timbers, a tutaj aberracja: dzisiaj w nocy strzelił 10. gola w sezonie i to jakiego gola! ⚽️ #MLSplpic.twitter.com/iKYr1rVn6m
— Katarzyna Przepiórka (@pustulkaa) October 28, 2021
W play-offach piłkarze Portland Timbers może nie szli jak burza, ale zdecydowanie w sposób niezwykle skuteczny wykonywali swoją robotę. O dziwo, to właśnie na samym początku mieli największe problemy, ale pierwszy raz od dłuższego czasu zdołali pokonać Minnesotę United i ostatecznie awansowali do drugiej rundy. Oprócz świetnej postawy Seby Blanco, należy tutaj wyróżnić Larrysa Mabialę. To on był kluczowy w rywalizacji z Loons (gol w końcówce pierwszej połowy na remis, od tego zaczęła się remontada) i on strzelił jedynego gola w rywalizacji z Colorado Rapids, czyli najlepszą drużyną Konferencji Zachodniej w sezonie zasadniczym. Finał konferencji był meczem do jednej bramki, drużyna z Oregonu nie pozostawiła złudzeń Realowi Salt Lake i zameldowała się w finale MLS Cup.
Sam finał był bolesny dla fanów Portland Timbers. Pierwszy raz w historii grali przed własną publicznością w meczu o mistrzostwo, ale święto futbolu zepsuł nie tylko wynik (porażka po serii rzutów karnych), ale również dwóch pseudokibiców, którzy postanowili rzucać przedmiotami w przeciwników. Skrajna głupota została jednak szybko utemperowana, a dwóm jegomościom postawiono zarzuty karne, jeszcze trakcie meczu dostali zakaz stadionowy, a złapać pomogli ich kibice z ugrupowania Timbers Army. Skoro więcej piszę o tym, niż o samej postawie Portland Timbers w starciu z NYCFC, to chyba w jasny sposób obrazuje postawę piłkarzy z Oregonu w tym meczu. Samo doprowadzenie do dogrywki (gol Felipe Mory) już było sporym sukcesem, ale późniejsze oczekiwanie na serię jedenastek zemściło się na gospodarzach, którzy musieli uznać wyższość rywala.
Co czeka Portland Timbers w nowym sezonie? Standardowo, będą rywalizować w play-offach. Potrzebują jednak wzmocnień. Szczególnie w defensywie. Sytuacja z bramkarzami jest bardzo słaba, ale jeszcze gorzej wygląda to w obronie. Boczni obrońcy nie mają zmienników, dwóch podstawowych środkowych przeszło operację tuż przed preseasonem i nie wiadomo, czy wrócą na start rozgrywek. Krótko mówiąc: nie wygląda to dobrze i trzeba poczynić odpowiednie kroki, żeby utrzymać się w czołówce ligi, na co niewątpliwie ten zespół stać.