Faza grupowa Złotego Pucharu CONCACAF za nami. Miałem plan, by obejrzeć wszystkie mecze The Reggae Boyz i (hura) udało się. Nie będę Was oszukiwał – to nie były dla mnie przyjemne godziny, bo gra ciemnych panów w żółto-czarnych strojach jest dość męcząca, a jeszcze bardziej męcząca w czasie, gdy większość Polski śpi i na dworze cicho. Mimo wszystko przetrwałem i przy okazji postanowiłem, że podzielę się pokrótce moimi spostrzeżeniami odnośnie do pierwszych trzech spotkań.
Pierwsza krew: Jamajka – Curacao
Będę szczery – oglądało się to fatalnie. Jeżeli ktokolwiek z Was miał jakieś wyrzuty sumienia, że tego meczu nie obejrzał, w tym momencie powinien spojrzeć w lustro, odetchnąć z ulgą, uśmiechnąć się, a następnie rzecz do siebie – „Udało mi się. Nie zmarnowałem cennego czasu”. Ja zmarnowałem, ale mówi się trudno, żyje się dalej.
Od samego początku i ja i Cobi Jones komentujący ten mecz i starszy pan w dredach na trybunach pięknego obiektu QualComn Stadium w San Diego i nawet Giles Barnes siedzący w studiu. Wszyscy, dosłownie wszyscy wiedzieli, że ten mecz będzie cienki, i był. Ciężko mieć z tego powodu, do kogokolwiek pretensję. Piłkarze mają takie umiejętności, jakie mają, zgranie, jakie mają i sztab szkoleniowy, jaki mają – tak to musiało wyglądać.
Theo Whitemore postawił na formację 4-4-2. Na papierze. W rzeczywistości środek pola był tak beznadziejny, że Jermaine Johnson (król strzelców jamajskiej PL) musiał wycofać się za plecy Romario Williamsa (co tak między też się nie sprawdziło), więc tak naprawdę oglądaliśmy formację 4-2-3-1. Ogólnie selekcjoner TRB nie próżnował, co chwila coś zmieniał, a piłkarze, jak na jamajski stan umysłu przystało i tak grali swoje. Serio – wpojenie taktyki tym chłopakom musi graniczyć z cudem i nie trzeba być w szatni kadry, żeby to dostrzec. Jamajczycy są tragicznie niezorganizowani i przez to cierpią.
Zacznijmy od początku. Przez pierwsze piętnaście minut gra się nie kleiła, podopieczni TW, byli skutecznie odcinani od krótkiego rozegrania, głównie z powodu braku gry szybkościowej. Brzmi to abstrakcyjnie? Ja wiem. Nie chodzi oczywiście o skrzydłowych. Oni chodzą jak nowiusieńkie CBR-ki. Chodzi o grę podaniem. Kwintesencja każdej gry drużynowej z piłką to podania. A tu wyglądało to tak. Damion Lowe – dla tych, którzy nie znają, środkowy obrońca – ma przed sobą kryjącego napastnika.
– A co tam wypuszczę się do środka pola-myśli Lowe i biegnie piętnaście metrów sprintem.
– O nie chyba muszę zagrać do tyłu, bo z przodu już się ustawili. Podam do Jermaine’a Taylora.
On na szczęście nie sprintuje z piłką przy nodze. Za to podaje, po dwóch, trzech kontaktach. Zazwyczaj niedokładnie, do najbliższego rywala. Załóżmy do Kemara Lawrence’a. Kemar otrzymuje piłkę i idzie do przodu, aż kurz się sypie. Trafia między dwóch zawodników. Dwie opcje: długa piłka, podanie do tyłu. Wybór? Długa piłka. Często niedokładna. W każdym innym zespole pojawiłaby się trzecia opcja, podanie do środkowego pomocnika. Niestety – środek pola w meczu przeciwko Curacao był tylko złudzeniem.
Kevon Lambert, cholernie utalentowany chłopak, trochę się sparzył. Mam duży żal do Theodora, że nie powołał Rodolpha Austin. Ogólnie powołania Whitemore’a to temat na sporą dyskusję, bo szanowny coach nie postawił na żadnego piłkarza urodzonego poza Jamajką – to się nazywa patriotyzm – i przez to zespół stracił, chociażby Michaela Hectora, czy ostoję defensywy Wesa Morgana. Natomiast Austin-czemu? Zgadzam się, może nie jest już kandydatem do pierwszego składu, natomiast ma wśród piłkarzy autorytet i pod jego okiem Lambert mógłby naprawdę wiele zyskać. Zamiast tego Kevon musi harować za siebie i za Watsona, u którego widać brak regularnej gry w podstawowej 11.
Dobrze wyglądały za to skrzydła i to właśnie skrzydłowy Owayne Gordon oddał pierwszy celny strzał na bramkę w… 30 minucie. Tu pojawia się kolejny problem o mało błyskotliwej nazwie „Niedźwiedzi sen”. Blisko 10 minut trwało oblężenie reprezentantów Curacao na połowie TRB. 10 minut totalnej padaki, porażenia, gwałtu-skończę na tym, bo nie chcę się posunąć za daleko. W każdym razie poprzez brak jakiegokolwiek zaangażowania z przodu futbolówka wracała na połowę Jamajczyków niczym ta bezduszna piłeczka pingpongowa obijająca się bezczelnie o kant stołu. To spowodowało zagotowanie i tu u wszystkich. Począwszy od Blake’a, którego na chwilę odcięło, skończywszy na wspominanym już Kemarze Lawrence.
Ostatecznie udało się z tego wyjść i przetrwać pierwszą połowę. Druga zaczęła się podobnie. Gra na kilka kontaktów, szalone rajdy skrzydłem, bierność dwóch napastników (na papierze), asekuracyjność i paradoksalnie-niedokładność. Chyba tylko TRB potrafią być zarówno niedokładni, jak i asekuracyjni. Działo się tak, aż na zegarach pojawiła się 58 minuta. Watson pierwszy raz coś wymyślił i akurat wielki Romario, tyle że z Portmore, a nie Rio, umieścił piłkę w siatce. Gol znikąd, który ustawił mecz. I kolejny paradoks – akcja dwóch, z dużym prawdopodobieństwem, najgorszych piłkarzy na boisku. Mózg na ścianie.
Oczywiście mistrzowie Karaibów się nie poddali. Andre Blake obronił jednak wszystkie 6 celnych strzałów i zachował czyste konto. Jak dla mnie MVP tego spotkania, choć jeżeli kogokolwiek miałbym jeszcze pochwalić to rezerwowego Mattocksa, który gryzł niczym pitbull i strzelił naprawdę soczystą bramkę. No, i może środkowego obrońcę Damiona Lowe’a – mam nadzieję, że jego kariera potoczy się co najmniej tak dobrze, jak kariera jego ojca.
I to tyle. Zostawiam z ocenami.
BR | Andre Blake | 26 | 7,5 |
LO | Kemar Lawrence | 24 | 6,5 |
ŚO | Jermaine Taylor | 32 | 5 |
ŚO | Damion Lowe | 24 | 6,5 |
PO | Alvas Powell | 23 | 6 |
LP | Owayne Gordon | 25 | 6,5 |
ŚP | Je-Vaughn Watson | 33 | 5 |
ŚP | Kevon Lambert | 20 | 4,5 |
PP/PO | Oniel Fisher | 25 | 6,5 |
OP/N | Jermaine Johnson | 37 | 5 |
ŚN | Romario Williams | 22 | 5 |
REZ(N) | Darren Mattocks | 26 | 6,5 |
REZ(ŚP) | Michael Binns | 28 | 4,25 |
REZ(PP) | Cory Burke | 25 | NK |
Trochę nas poklepali: Meksyk-Jamajka
Kończąc myśl. Meksykanie obijali niemiłosiernie. Byli o krok od trafienia, a jednak ja jako wybredny fan, nie jestem zadowolony z tego jednego punktu. Posunę się o krok dalej-nawet go za bardzo nie szanuję, bo liczba błędów i styl, w jakim go zdobyli to obrzydliwość. Dojechali do mety, ale na samej ramie – tak to niestety wyglądało.
Pierwszym błędem – z kategorii tych karygodnych – było wystawienie Michaela Binnsa. Ten zawodnik nie nadaję się do gry na tym poziomie. Nie wiem, czym to jest spowodowane – może tremą (co jest absurdalne dla kogoś aspirującego do bycia piłkarzem), może blokadą psychiczną, a prawdopodobnie brakiem podstawowych umiejętności – w każdym razie, gra w kadrze sprawia ból zarówno jemu, jak i wszystkim dookoła. Najgorszy piłkarz meczu, co do tego nie mam wątpliwości, a te 3,5 to tak na zachętę.
Czego zabrakło do zwycięstwa? Hmm… wszystkiego, a przede wszystkim chęci. Whitmore i spółka, chyba nie umieścili w swoich planach zwycięstwa, a przynajmniej od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty sprawiali wrażanie, jakby tak właśnie było. Momentami to aż prosili się o to, by El Tri zapakowali do siatki Andre Blake’a – swoją drogą też niepewnego.
Skrzydła. Jak widać, na tych mistrzostwach są kluczowe. W poprzednim meczu na plus, w tym wręcz przeciwnie. Meksykanie kręcili takie tunele na lewej i prawej flance, że aż ja poczułem to w jelitach. Zarówno Powell, jak i Lawrence, znaleźli się w innym wymiarze – myślę, że trener zapodał im w przerwie Aviomarin, bo innego wytłumaczenia, jak oni przetrwali ten napór, nie widzę.
Pressing występował, ale głównie za sprawą Mattocksa, który drugi mecz jest przodującą postacią swojego zespołu. Właściwie tylko jemu się chciało coś zrobić w ataku. Koledzy od czasu do czasu wypuszczali mu prostopadłą piłkę i spuszczali pieska ze smyczy, by się wybiegał. I rzeczywiście biegał. Tyle że z pustego to i Salomon nie naleje. Samemu mógł się dwoić i troić, a pomoc nie przychodziła. No, chyba że Watson – do niego również nie można mieć żadnych pretensji, bo włożył w to spotkanie całe serducho. A reszta? Whitmore musi się poważnie zastanowić, bo nie wygląda to najlepiej.
Specjalnie napisałem, że musi się zastanowić nad swoim postępowaniem, bo źródłem wszystkich nieszczęść są również nieudolne zmiany miejsc na boisku. Zazwyczaj wygląda to tak. Prawy skrzydłowy zmienia się z lewym skrzydłowym i wszyscy są zadowoleni – zmiana 1:1. Tak jest normalnie. W Jamajce środkowy pomocnik, staje się napastnikiem, po czym przechodzi na skrzydło, by na końcu grać jako 3 środkowy obrońca w formacji z wahadłowymi. Burke, bo o nim mowa przebył w tym meczu drogę, od napastnika, po obrońcę – a, że nie umie bronić, to faulował i nikomu nie wyszło to na dobre.
Zmiany również były przeprowadzone bez głowy. O ile Grandinsona za fatalnego Binnsa jestem w stanie zrozumieć, to Gordon wszedł zdecydowanie za późno, a Johnson w ogóle nie powinien wchodzić. Raz, że to była tylko „czasówka”, dwa, że w drugiej połowie potrzebny był szybki, zwinny i silny, a Johnson jest już tylko silny.
Niemniej wynik 0:0 daje kolejny punkt i nadzieję na to, że Meksyk zremisuje bądź przegra z Curacao, co w przypadku zwycięstwa pozwoliłoby na zajęcie pierwszego miejsca w grupie – marzenia ściętej głowy…
BR | Andre Blake | 26 | 6,5 |
LO | Kemar Lawrence | 24 | 5,25 |
ŚO | Jermaine Taylor | 32 | 5,75 |
ŚO | Damion Lowe | 24 | 5,25 |
PO | Alvas Powell | 23 | 4,25 |
LP/PP/N | Cory Burke | 25 | 4 |
ŚP | Je-Vaughn Watson | 33 | 6,5 |
ŚP | Kevon Lambert | 20 | 5,5 |
ŚP | Michael Binns | 28 | 3,5 |
PP/LP | Oniel Fisher | 25 | 4 |
ŚN | Darren Mattocks | 26 | 6 |
REZ(ŚP) | Ewan Grandison | 26 | 4,5 |
REZ(PP) | Owayne Gordon | 25 | NK |
REZ(N) | Jermaine Johnson | 37 | NK |
Twardy orzech do zgryzienia: Salwador – Jamajka
Zła wiadomość dla postronnych kibiców – to jeszcze nie był ostatni mecz Jamajczyków. Jeszcze nas pomęczą, bo inaczej się tego nazwać nie da. Trzeci mecz rozegrany-trzeci słabiutki.
Tym razem Theo postawił na formację 4-3-3, czyli wykluczył bocznych pomocników (nie do końca tak było, o czym zaraz się przekonacie) w celu zagęszczenia środka pola. I rzeczywiście środek pola – a w szczególności Kevon Lambert – funkcjonował, tak jak należy. Po bardzo obiecującym meczu z Meksykiem Watson zagrał przeciętnie i znów 20-letni pomocnik Montego Bay United łatał po nim dziury, tyle że tym razem o wiele dokładniej aniżeli z Curacao.
Największą atrakcją meczu, były nieustanne zmiany pozycji i równie częste modyfikacje formacji. Jak dobrze naliczyłem, z trzy się przewinęły. Wspomniane wcześniej 4-3-3 po utracie gola, zmieniło się w 4-4-2. Cory Burke przeszedł na lewe skrzydło, a Fisher zamieniał się co chwila z Powellem na prawej stronie. Mimo prób i szczerych chęci wszystko wyglądało żałośnie. TRB znów mieli momenty totalnego zamroczenia, w których panikują, a najlepszym tego przykładem była stracona bramka-nawet Kapitan Blake się zdrzemnął.
Standardowo wieża Babel w dwóch tylnych formacjach oraz kłopoty z decyzyjnością. Tak jak w przypadku pierwszej połowy z Curacao, biegali z piłką przy nodze, podawali do tyłu i przy okazji doprowadzali mnie do szewskiej pasji. Zero ruchu za piłką. O wyjściu na pozycję można co najwyżej pomarzyć.
Skończyło się na tym, że lider reprezentacji Darren Mattocks – jak to komicznie brzmi – zdołał doprowadzić do remisu i przez to gramy z Kanadą, co jest w mojej opinii, jest bardzo dobrą wiadomością, po tak złej fazie grupowej.
Pozycja | Imię i nazwisko | Wiek | Ocena |
BR | Andre Blake | 26 | 5,5 |
LO | Kemar Lawrence | 24 | 4,5 |
ŚO | Jermaine Taylor | 32 | 5,5 |
ŚO | Damion Lowe | 24 | 5,5 |
PO/PP | Alvas Powell | 23 | 6,25 |
ŚP/PP/PO | Oniel Fisher | 25 | 5,5 |
ŚP | Je-Vaughn Watson | 33 | 5 |
ŚP | Kevon Lambert | 20 | 5,75 |
N | Cory Burke | 25 | 4,5 |
N | Darren Mattocks | 26 | 6,25 |
N | Romario Williams | 22 | 6,75 |
REZ(LP) | Owayne Gordon | 25 | 5,25 |
REZ(ŚP) | Michael Binns | 28 | 4,75 |
Kolejny tekst o chłopcach lubiących Reggae ukaże się po zakończeniu przez nich rozgrywek.