Szanowny selekcjoner Theodore Whitmore rzekł po niedawnym, jakże słabym meczu przeciwko reprezentacji Salwadoru takie oto słowa: „Jeżeli zagramy tak jak dzisiaj, obojętnie na kogo trafimy, nie widzę większych szans na zwycięstwo”. Jest to wypowiedź przełożona na język polski, nie wiem, czy dokładnie, ale chodzi o sam sens tego jakże mądrego zdania, który jest jasny i czytelny dla każdego.
Gramy źle (by nie powiedzieć brzydkiego słowa na „ch”), co z tego, że zapewniliśmy sobie awans, jak w następnej rundzie zbierzemy baty i wszyscy wrócą do swoich klubów z opuszczonymi głowami i ogromnym niedosytem. Trzeba postawić sprawę jasno, może nie robię promocji temu turniejowi, ale w tej edycji dostanie się do półfinałów przez reprezentację Jamajki było łatwe, jak nigdy przedtem. Wystarczyło pokonać Curacao. Banalne. I niech was nie zmyli fakt, że przegrali w finale Pucharu Karaibów – tam pojechał drugi garnitur, który na Gold Cup, w większości statystuje w momentach, gdy kamery robią przybliżenie na twarz Theodore’a Whitmore’a.
Później eksperymentalny Meksyk, z którym jeden punkt, był moim zdaniem koniecznością. Obie ekipy prawdopodobnie zdawały sobie sprawę, z tego, że awansują do następnego etapu i uniknęły niepotrzebnego rozlewu krwi, nie idąc ostro na noże. Nikt nie ucierpiał, obyło się bez kontuzji i to najważniejsze. Ostatnie spotkanie powinno być zwycięskie, ale akurat zdarzyło się, że Jamajczycy grali tragicznie i omal nie przegrali. W każdym razie te 5 punktów to absolutne minimum, które powinni zdobyć i zdobyli. W nagrodę za awans z drugiego miejsca trafili na Kanadę. I tak jak napisałem w poprzednim tekście (nie będę siebie cytował, bo to idiotyczne) to dobra wiadomość.
Z tego, co czytałem, a zazwyczaj złośliwie czytam wypowiedzi kibiców, Kanadyjczycy byli faworytem. No ok, spoko. Kolejne komentarze: Kanadyjczycy z takim składem mogą zajść naprawdę daleko i TRB to raczej bułka z masełkiem. To już bardziej śmieszne. Jak widać, masełko stanęło w gardle i koledzy z Północy trochę się udusili. Przyjaciele drodzy, nie stało się nic nadzwyczajnego. Kanada odpadła z turnieju w ćwierćfinale i to i tak ich najlepszy występ od 2009 roku (od pięciu turniejów). Czy to aż taka sensacja?
Dobra to dobry moment, by odnieść się do meczu, bo w istocie to jest najważniejsze – podopieczni Whitmore’a zagrali swój najlepszy mecz. Z wyjątkiem fragmentu od 37 do 40 minuty i ostatnich 10/12 minut drugiej połowy, wszystko było pod kontrolą. Plan wydawał się równie prosty, jak w fazie grupowej. Niech grają, a my spróbujemy strzelać bramki. I w istocie tak było. The Canucks rzucili się na bramkę Andre Blake’a, niczym hieny na zdechłe zwierzę, ale wystarczyła chwila zagapienia i to ci „obijani” zdobyli bramkę, już w 6. minucie.
Mattocks, nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze to napiszę, więc cieszcie się chwilą, ale właśnie ten Mattocks z Portland Timbers, z którego my fani MLS tak często kpimy, ten piłkarz jest niezaprzeczalnie świetny w tym turnieju. Dwie asysty, odbiory, walka o z góry przegrane piłki, strzały, ucieczki za plecy obrońców, o dziwo, udane dryblingi. Czuć od niego luz. Pokazuje umiejętności, których na próżno szukać na murawach ligowych, jednak tu (na Gold Cup) jest kimś. Emanuje pewnością, jest zmobilizowany i dobrze oddziałuje na kolegów z drużyny. To koniec dobrych słów o Darrenie (proszę tylko bez screenów). Piszę takie słowa być może ostatni raz, na pewno pierwszy.
Później obraz gry się nie zmienił. Oczy wszystkich były zwrócone na młodego z Whitecaps, ale tak między nami to sobie nie pograł. Moim skromnym zdaniem Lambert trzymał go na smyczy, jak zły pan malutkiego Yorka, który tak bardzo chce pobiegać, ale jego los leży w losach oschłego właściciela. 20-letni Lambo nieraz grał nie fair, faulował szybkonogiego Alphonso, ale cel uświęca środki i przez to on jest w grze dalej (co prawda nie w następnym meczu, bo dostał kolejną żółtą kartkę), a główna gwiazda tego turnieju już nie. Życie jest takie niesprawiedliwe.
The Reggae Boyz mieli jeden, a może i dwa główne klucze do drzwi z napisem Semi-finals. Pierwszy z nich, zdecydowanie większa szybkość. Sprintersko nokautowali piłkarzy Octavio Zambrano i to oczywiście przekładało się zarówno na pojedynki biegowe w obronie, jak i w ataku. O Kemarze i Alvasie można powiedzieć wiele złych rzeczy, ale biegać to oni potrafią. To samo tyczy się Mattocksa, który notorycznie uciekał obrońcom, Romario, który kolejny raz pokazał, że zasługuje na szansę w lepszym klubie niż Battery, Gordona i nawet Francisa.
Jest jeszcze druga sprawa – Watson. Pisałem o tym, że gra w kratkę – no to teraz zagrał niesamowicie na plus. Przykrywał czapeczką wszystkich innych piłkarzy biegających po boisku, posyłał w większości dokładne, wypieszczone piłeczki, również emanował pewnością siebie, luzem w grze i pewną nonszalancką manierą w przyjmowaniu i podawaniu… No i przechwytywał piłki na potęgę.
Pozycja | Imię i nazwisko | Wiek | Ocena |
BR | Andre Blake | 26 | 7,75 |
LO | Kemar Lawrence | 24 | 7,25 |
ŚO | Jermaine Taylor | 32 | 6,5 |
ŚO | Damion Lowe | 24 | 6,5 |
PO | Alvas Powell | 23 | 7 |
LP | Shaun Francis | 25 | 5,5 |
ŚP | Je-Vaughn Watson | 33 | 7,5 |
ŚP | Kevon Lambert | 20 | 6,5 |
PP | Owayne Gordon | 25 | 5 |
N | Darren Mattocks | 26 | 7,5 |
N | Romario Williams | 22 | 7,5 |
REZ(PP) | Cory Burke | 25 | 4,75 |
REZ(DP) | Ladale Richie | 29 | 5 |
REZ(ŚP) | Michael Binns | 28 | NK |
Duet egzotyczny Watson-Lambo zaczyna coraz lepiej działać, szkoda, że Kevon nie zagra przeciwko El Tri, bo to może mieć kluczowy wpływ na przebieg meczu.
Temat kanadyjski uważam za zamknięty. Pora na Meksyk, po raz drugi. Prawdopodobnie niestety 4-4-2:
Bramka: Andre Blake
Obrona: Lawrence-Lowe-Taylor-Powell
Pomoc: Francis-Binns-Watson-Gordon
Atak: Mattocks-Williams
Jeszcze raz podkreślę to słowo – niestety. Whitmore na 75% postawi na Binnsa, który na tym turnieju nie rozegrał choćby jednego „przyzwoitego” spotkania. Nie mówiąc o dobrych czy bardzo dobrych. Przyzwoitego! I to nie jest pierwszy raz, kiedy Michael jedzie na jakąś ważną imprezę i nic nie gra – nie rozumiem sensu powołań dla tego piłkarza i pewnie nigdy nie zrozumiem, to chyba jakaś wyższa szkoła zagłębienia w trenersko-magiczne sztuczki Theo.
Istnieje jeszcze szansa na 4-3-3, jednakże nie wiem, czy nie byłby to gwóźdź do trumny, gdyż Meksykanie o wiele lepiej operują piłka i bez problemu tworzą korytarze na skrzydłach, gdzie graliby w takim układzie akcje dwójkowe, które „zajechałyby” i Kemara i Alvasa.
Wniosek jest jeden, podstawowy, prosty i zrozumiały: Theo musi przygotować na Meksykanów coś ekstra, bo jeżeli liczy na to, że ponownie będą tak nieskuteczni w wykończeniu, to się przeliczy.
To koniec. Myślę, że znów, krótko i na temat. Kolejny tekst o TRB w środę.