Stało się – Jamajka zameldowała się w finale Złotego Pucharu CONCACAF drugi raz z rzędu. Co prawda zespół ten, ze swoim poprzednikiem ma niewiele wspólnego, gdyż to już nie kadra Anglii „C” z kilkoma czystej krwi, tylko cała dwudziestka trójka lokalnych chłopaków, którzy w założeniach wszystkich ekspertów nie byli w gronie faworytów do zajęcia wysokich miejsc w turnieju, a przyjechali głównie po to, by się sprawdzić i ograć skład do następnych eliminacji mistrzostw świata. A wyszedł z tego medal. To wiemy już na pewno.
Czy to sukces? Tak. O ile angielska Jamajka miała w swoim składzie kilku naprawdę ogranych w Europie piłkarzy z dużym nazwiskiem, to w tej reprezentacji przeciętny zjadacz europejskiego chleba nie ma co szukać.
I właśnie za to trzeba pochwalić już w tym momencie Theodora Whitmore’a – odmłodził skład, wyrzucił zużytych Anglików i otworzył drzwi zawodnikom grającym w Stanach, czy w JPL (Jamajska najwyższa klasa rozgrywkowa), jednocześnie osiągając ten sam wynik co poprzednik. Droga Federacjo – ten człowiek zasługuje na sporą podwyżkę.
To tak w ramach wstępu, czas na kilka słów o starciu z Meksykiem. Ponownie wbiję szpileczkę w opinie ekspertów, które co do jednej przedstawiały sytuację bardzo klarownie – Jamajczycy nie mieli prawa wygrać tego meczu. A jednak. Kolejny raz futbol (soccer) pokazuje, że wróżenie jest gówno warte, a boisko weryfikuje wartość merytoryczną obu zespołów.
I zgadzam się – wartość sportowa w każdym aspekcie było po stronie Meksykanów. No, prawie każdym. Szybkość, determinacja i wola walki oraz genialny Andre Blake. To rzeczy, które przechyliły szalę zwycięstwa na korzyść wicemistrzów Karaibów.
Początek spotkania to standardowo próba zaskoczenia Jamajczyków – ten sam manewr, równie nieskuteczny, zastosowali Kanadyjczycy – tyle że w tym spotkaniu natychmiastowego odwetu nie było i na bramkę czekaliśmy bardzo długi czas.
Lubię porównywać mecze piłkarskie to innych dyscyplin – pójdę na łatwiznę i wyobraźmy sobie boks. Sześć rund. Jeden zawodnik technicznie miażdży drugiego, ale ten drugi jest po prostu szybki i inteligentny. Dostaje po twarzy tylko raz, ale wszystko przyjmuje z pokorą i dalej wyprowadza swoją postawą z równowagi potężniejszego przeciwnika. Ciąg dalszy nastąpi.
Tappa z ławki przyglądał się dominacji w posiadaniu piłki swoich przeciwników, ale standardowo jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Muszę ponownie pochwalić Whitmore’a, bo jest niesamowitym graczem, już dzień przed półfinałem odkrył wszystkie karty, powiedział, że zagra tak samo, jak z Kanadą, co pewnie wzbudziło w sztabie szkoleniowym kadry Meksyku uśmiech politowania.
Postradał zmysły? Nie ma żadnego asa w rękawie?
Nie miał żadnego asa. Zmiana Richie – przez ponad połowę czasu gry 1:1. W innych fragmentach trójka środkowych obrońców. Dotrzymał słowa i nic nadzwyczajnego nie zrobił.
Osorio zaufał swojemu vis-à-vis i ustawił taki skład, aby „11” nieokrzesanych chłopców w żółtych strojach „zarżnąć” – podobna taktyka do pierwszego spotkania. Wydawało się, że teraz będzie łatwiej, a nie było. Uproszczony plan taktyczny – rozciągać grę na boki, przeprowadzać tam jak największą ilość akcji i jeżeli już się uda przejść Powella, bądź Lawrence’a to przeciętny środek defensywy puści.
Wszystko fajnie, ale takiego wałka, bo Lowe zagrał swoje najlepsze zawody w kadrze, a Taylor standardowo był solidny, do tego Richie, który również wracał do linii defensywnej i „Houston we have a problem” – nazywa się Andre Blake. Serio, po tym turnieju mam obawy, że jakiś klub z mocnej europejskiej ligi zainteresuje się kapitanem reprezentacji Jamajki i Union zostaną bez swojego najlepszego zawodnika. W trakcie Złotego Pucharu nie zagrał żadnego słabego meczu (z Salwadorem przeciętny, ale nie słaby), co więcej kilka jego interwencji to klasa światowa.
Wróćmy, jednak do spotkania – czysto statystycznie TRB nie mieli czego szukać. Posiadanie piłki 70 do 30, kultura gry na nieporównywalnym poziomie, dodatkowo całkowicie odcięty Romario, który siłował się z obrońcami, jak tylko mógł, ale w starciu ze skupioną na nim obroną, był całkowicie bezsilny.
„W pierwszej połowie Mattocks i Williams nie zagrali na miarę moich oczekiwań, ale po odpowiednich ustaleniach w szatni, w drugiej połowie ujrzeliśmy zupełnie inny zespół” – Theodore Whitmore
To prawda. Druga połowa była zdecydowanie lepsza, bo Jamajczycy stworzyli sobie jakiekolwiek sytuacje i właśnie Darren Mattocks, od którego tak wiele na tych mistrzostwach zależy, postanowił podbiegać, z sensem, bo wcześniej też biegał, ale nie przynosiło to żadnych efektów. Będąc zupełnie szczerym, jego rajdy nie dały żadnych większych korzyści, oprócz tego, że nieco rozruszał formację defensywną Meksyku.
Faworyt cały czas bezskutecznie próbuje rozbić gardę, robi to jednak nieudolnie, traci na szybkości i jest coraz łatwiejszym celem dla przeciwnika, ale dobry kondycyjnie Dawid, nie atakuje Goliata. Wyczekuje. Wszyscy patrzą się ze zdziwieniem, co on robi? Przecież to jedenasta runda, a dominacja w trafionych uderzeniach na korzyść jego rywala jest niezaprzeczalna u każdego z sędziów. Jedyną szansą na wygranie pojedynku jest nokaut. Dźwięk gongu rozległ się po hali. Stanął przed wielkim pięściarzem i uderzył nieśmiało – nie zrobiło to na nim wrażenia. Przeczekał, aż rywal uderzy jeszcze raz i uderzył, po czym padł na nieprzytomny na deski. Wystarczył moment zawahania, zbyt wolno wyprowadzony sierpowy i pewne zwycięstwo na punkty, zamieniło się w porażkę przez ciężki nokaut.
Mamy 77 minutę. Czas płynie nieubłaganie, ja powoli zaczynam rozmyślać o dogrywce, myśląc, że przy takim układzie sił na boisku, nie jest to głupim pomysłem, bo TRB kondycyjnie przeważali. Abstrahując to bardzo ważny wniosek, szansa i potencjalna taktyka na finał – przetrwać pierwsze trzy kwadranse z USA, a potem „Niech się dzieje wola nieba”. Piłkarze Whitmore’a w pierwszych połowach grają źle (owszem strzelili bramkę Kanadzie, ale całokształt pierwszej połowy pozostawia wiele do życzenia), a w drugich, szczególnie od 50 do 75 minuty zaczynają „chodzić” jak należy. No, chyba że wygrywają, to wtedy dość konkretnie się bronią, ale ogólnie taka jest zasada. Przeciwnicy zaczynają puchnąć, a oni nie i to jest ich wielki atut.
Mamy tą 77 minutę i wchodzi „niezawodny” Michael Binns.
Serio Theo, kurczę (w oryginale nieco ostrzejsza wersja) jeszcze ci mało? Nie wiem kup sobie karnet na Portmore, z Montego Bay to w sumie tylko 170 km drogi, ale nie wystawiaj go w takim momencie.
I los kolejny raz ze mnie zadrwił, bo Binns wywalczył kluczowy stały fragment gry, jakieś dwadzieścia parę metrów od bramki. Myślę sobie – jak trafi, to będzie chamski, brutalny żart. Strzelał Lawrence. Trafił. Szczęka mi opadła, pewnie tysiącom ludzi na całym świecie też. W końcu. Po latach upokorzeń zwyciężyli: za finał Gold Cup 2015 (1:3), za kluczowy dla awansu do brazylijskiego mundialu mecz u siebie (0:1) i najbardziej bolesne, za marzec 1963 roku i upokarzające 0:8 w CONCACAF Nations Cup. Dzięki Theo, dzięki Reggae Boyz – ten turniej już jest wygrany, niezależnie od wyniku w finale, choć oczywiście trzeba zrobić wszystko, by wygrać.
Oceny za mecz:
Pozycja | Imię i nazwisko | Wiek | Ocena |
BR | Andre Blake | 26 | 8,25 |
LO | Kemar Lawrence | 24 | 7,75 |
ŚO | Jermaine Taylor | 32 | 6,75 |
ŚO | Damion Lowe | 24 | 7 |
PO | Alvas Powell | 23 | 8 |
LP | Shaun Francis | 30 | 4,25 |
ŚP | Je-Vaughn Watson | 33 | 5 |
ŚP/ŚO | Ladale Richie | 29 | 5 |
PP | Owayne Gordon | 25 | 5 |
N | Darren Mattocks | 26 | 5,5 |
N | Romario Williams | 22 | 5,25 |
REZ(LP) | Ricardo Morris | 25 | 5,5 |
REZ(ŚP) | Michael Binns | 28 | 5,5 |
REZ(ŚP) | Sergio Campbell | 25 | NK |
„Wciąż oczekuję od moich piłkarzy jeszcze więcej, naprawdę mogę wydobyć z nich jeszcze więcej, choć wczoraj było dobrze” Theodore Whitmore, 2017
Można wydobyć z nich jeszcze więcej, ale to prawda, w szczególności obrona zasłużyła na słowa pochwały, bo wykonali ogromną robotę i widać gołym okiem jak dużo wynieśli z tych 5 rozegranych spotkań.
To dobrze, bo w znacznej mierze to wciąż młodzi chłopacy, którzy będą stanowić o sile na mundialu w 2022 roku – piszę jakby się już na niego dostali, ale prawda jest taka, muszą się dostać i wykorzystać tendencje spadkową Hondurasu i Kostaryki. Dodajmy, że nie wszyscy piłkarze pojechali na GoldCup, a uważam, że w najbliższym czasie trafią pod skrzydła Tappy: Rolando Aarons i Leon Bailey. Na ten moment obaj panowie (są już dorośli, ale mentalnie to nadal przedszkole; szczególnie ten pierwszy) odmawiają gry w kadrze w różnych powodów. Rolando stwierdził, że czuję się Anglikiem, podobnie jak rok starszy Raheem Sterling i aktualnie woli „grać” w kadrze Anglii, ale U21 – brawo, nie wiem, kto ci to doradził chłopaczku, ale powinieneś mu zapłacić niemałą sumkę. Z kolei drugi twierdzi, że kocha swoją ojczyznę (wzruszające), ale nie przyodzieje się w barwy narodowe, dopóki jamajska piłka nożna (zapewne chodzi o organizację) się nie poprawi. Tu nasuwa mi się cytat z filmu „Chłopaki nie płaczą”, którego nie zacytuję, ale napiszę tak. Kim ty jesteś Leonie, żebyś ty się takimi rzeczami zajmował. Na razie masz 19 lat i jeszcze nic w futbolu nie osiągnąłeś – najpierw piłka, później czcze gadanie.
Znów nie będę wróżył przed finałem. Wszystko się może zdarzyć, ale że obie reprezentacje wyjdą 4-4-2 i że do podstawowej jedenastki wróci Lambo.
Podsumowując, oprócz daty oraz miejsca rozegrania finału, nie wiemy nic i chyba to jest właśnie najlepsze.
Krótkie podsumowanie finału, jeszcze nie wiem w jakiej formie, w czwartek wieczorem. Do zobaczenia.