Newsy
Strona główna / MLS / Aktualności / Dzieje się! – podsumowanie 14. tygodnia MLS

Dzieje się! – podsumowanie 14. tygodnia MLS

Coraz bliżej półmetek sezonu zasadniczego Major League Soccer. Tutaj nie ma miejsca na stagnację, co tydzień jesteśmy świadkami meczów, których rozstrzygnięć nie sposób przewidzieć. Jednym słowem: dzieje się!  

Demolka na Toyota Stadium

Osiem bramek i kilka pobitych rekordów, a to wszystko w ciągu dziewięćdziesięciu minut. Bawili się piłkarze FC Dallas, Real Salt Lake kolejny raz w tym sezonie pokazał, że jest jedną z najsłabszych drużyn w całej lidze.

Po pierwszej połowie na tablicy wyników widniał wynik 5:0, nikt w historii MLS nie strzelił pięciu bramek w pierwszych czterdziestu pięciu minutach meczu. Warto jednak dodać, że trzy bramki strzelił Roland Lamah, dla którego był to pierwszy hat-trick w profesjonalnej karierze. Skompletowanie trzech trafień zajęło mu 31 minut, czym pobił dotychczasowy rekord należący do Dantego Washintgona (68 minut). W tym całym zamieszaniu nie można oczywiście zapomnieć o najmłodszym, który tego dnia powąchał murawę, ba! strzelił nawet bramkę, a to wszystko w debiucie w profesjonalnej piłce. Jesús Ferreira jest drugim najmłodszym strzelcem bramki w MLS – 16 lat i 161 dni. Przed nim tylko Freddy Adu.

To była prawdziwa demolka i jednostronne widowisko, Real Salt Lake strzelił co prawda dwie bramki, ale to Byki z Teksasu odgrywały pierwszoplanową rolę w widowisku na Toyota Stadium.

Jesus Ferreira (16 lat i 161 dni) drugim najmłodszym strzelcem gola w MLS, fot. Tim Heitman
Orlando City Stadium w fiolecie czerwieni

Jednym z ciekawiej zapowiadających się meczów było starcie Orlando City z Chicago Fire. Piłkarze sprostali wyzwaniu? Tutaj można mieć podzielone zdania, ale jedno jest pewne, fani The Lions z pewnością zasłużyli na miano Man of the Match. Potwierdził to chociażby Alexi Lalas, którego chyba nikomu nie muszę przedstawiać.

Być może nie byłoby takiej sytuacji, gdyby nie decyzja sędziego Ted Unkela w 27’, kiedy wyrzucił z boiska Ramosa. Nie tego z Realu Madryt, a Rafaela Ramosa – prawego obrońcę gospodarzy. Trzeba przyznać, że Jason Kreis to naprawdę odważny człowiek, w tak ważnym meczu postanowił zmienić aż trzech obrońców z podstawowego składu. W każdym razie Ramos został wyrzucony z boiska niesłusznie, co potwierdziła komisja. Będzie dostępny dla trenera na kolejny ligowy mecz, ale w starciu z Chicago Fire nie mógł już pomóc, więc na jego pozycję przeniósł się Will Johnson.

Na boisku nie było jednak widać, żeby któraś z drużyn grała w osłabieniu, a zawody były niezwykle wyrównane. Bardzo dobrze spisywał się również Leo Pereia, którego pojedynki z Nemanją Nikoliciem i Davidem Accamem były ozdobą tego meczu, szczególnie w pierwszej połowie. W przerwie meczu Jason Kreis ponownie dokonał zmiany ustawienia, ściągając z boiska Gliesa Barnesa, który kolejny raz zaprezentował się poniżej oczekiwać (9 kontaktów z piłką). Wprowadził za niego nominalnego obrońcę – Scotta Suttera.

Strażacy nadal męczyli się z drużyną z Florydy, ale nie byli w stanie pokonać Joe Bendika. Jakby tego było mało w drugiej połowie, dokładnie w 66’ Ted Unkel ponownie sięgnął po czerwony kartonik, a boisko musiał opuścić Antonio Nocerino. Od tego momentu rozpoczęła się brawurowa „obrona Częstochowy” z niesamowitym wsparciem z trybun. Całym oddziałem dowodził wspomniany już wcześniej Will Johnson. Ten mecz należał do niego. Warto też dodać, że Strażacy, pomimo gry w podwójnej przewadze, nie byli w stanie oddać ani jednego celnego strzału. W samej końcówce dwukrotnie obijali poprzeczkę, ale na tym się skończyło. Jedno jest pewne, ten bezbramkowy remis dla Orlando City równoznaczny ze zwycięstwem.

Bastian Schweinsteiger i Kaka – dwie największe gwiazdy swoich drużyn , fot. Orlando City
Przejmujemy ten rynek – obrońcy w roli napastników

Do niecodziennej sytuacji doszło podczas sobotnich meczów (w Polsce w nocy z soboty na niedzielę). Wtedy do strzelania zabrali się obrońcy. I może nikt nie zwróciłby na to uwagi, gdyby nie fakt, że w czterech meczach do siatki trafiało aż ośmiu różnych defensorów i to wszystko podczas jednej nocy, a w zasadzie kilku godzin.

  1. Maxime Channot (New York City FC)
  2. Alexander Callens (New York City FC)
  3. Ike Opara (Sporting KC)
  4. Saad Abdul-Salaam (Sporting KC)
  5. Greg Garza (Atlanta United)
  6. Kendall Waston x2 (Vancouver Whitecaps)
  7. Tim Parker (Vancouver Whitecaps)
  8. Benjamin Angoua (NE Revolution)
Pojedynek bramkarzy

Po remisie z NE Revolution w środku tygodnia piłkarze New York City FC mierzyli się z Philadelphią Union. Zespół, którego forma to istny rollercoaster. Bramkarze skradli show takim gwiazdom jak David Villa czy CJ Sapong. Sean Johnson i Andre Blake prezentowali niezwykle wysoki poziom, jednak to gospodarze prezentowali się znacznie lepiej i wydawało się, że w końcu przełamią jamajskiego goalkeepera. Nic z tych rzeczy – kontrę The Union w fantastyczny sposób wykończył Fabrice-Jean Picault. Od tego momentu na boisku istniał tylko jeden zespół – New York City FC i bramkarz Philadelphii. To była idealna przystawka przed finałem Ligi Mistrzów, to właśnie wtedy do akcji wkroczyli obrońcy, którzy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Okazało się, że bramkarza Philadelphii również da się pokonać, a receptą na nieskuteczność Davida Villi i Jacka Harrisona są stałe fragmenty, a konkretnie rzuty rożne. To właśnie po dośrodkowaniach z dwóch narożników w 80’ do siatki trafił Maxime Chanot, a pięć minut później Alexander Callens.

Alexander Calles po strzeleniu bramki dającej zwycięstwo, fot. NYCFC
Drwale przerwali serię bez wygranej

Po pięciu meczach bez zwycięstwa Portland Timbers podejmowali u siebie San Jose Earthquakes, czyli drużynę, z którą przed własną publicznością jeszcze nie przegrali. W pierwszym meczu pomiędzy tymi drużynami SJ wręcz zmiażdżyli Drwali w Kalifornii. Tym razem było zgoła odmiennie. Piłkarze Caleba Portera, dla którego był to 150. mecz w roli trenera w sezonie regularnym (przed nim dokonało tego 20 szkoleniowców), dominowali od pierwszych minut. Brakowało jednak wykończenia. To nie był dzień Fanendo Adiego, a piłka przez bardzo długi czas nie mogła znaleźć drogi do bramki Binghama. Goście w pierwszej połowie nie istnieli, Pablo Mastroeni (trener Colorado Rapids) lubi to.

Po zmianie stron Portland Timbers bardzo szybko wyszli na prowadzenie za sprawą Diego Valeriego, choć trzeba przyznać, że podanie od Zareka Valnetina było naprawdę świetne. Do samego końca Drwale z Oregonu utrzymywali przewagę i nawet nieliczne wypady The Quakes pod bramkę Jake’a Gleesona nie stwarzały zbyt dużego zagrożenia. W doliczonym czasie gry Timber Joey ponownie musiał uruchomić piłę spalinową, bo dublet ustrzelił Diego Valeri. Kontrę w wykonaniu gospodarzy rozpoczął Diego Chara, który podał do Sebastiana Blanco, Fanendo Adi uderzył w słupek, ale w odpowiednim miejscu znajdował się Valeri, który wpakował piłkę do siatki. Po fatalnym maju, w którym Portland Timbers nie wygrali nawet jednego meczu, w Oregonie pojawił się pierwszy promyk słońca po burzy.

Kibice Portland Timbers upamiętnili w ten sposób TriMet tragedy. Są to słowa Micaha Fletchera. Micah Fletcher (21), Rick Best (53), Taliesin Myrddin Namkai-Meche (23) ruszyli na pomoc dwóm dziewczynkom atakowanym na tle rasistowskim w pociągu w Oregonie. Dwaj ostatni zginęli, przeżył tylko Fletcher, którego słowa wyeksponowali fani Drwali: „We must live for one another”, fot. Portland Timbers
Nic nie może wiecznie trwać

Po serii ośmiu meczów bez porażki przyszła pora na zgrupowanie reprezentacji i spotkanie z NE Revolution. Skończyło się to bolesną porażką Toronto FC. Piłkarze Grega Vanneya mieli co prawda do dyspozycji Sebastiana Giovinco, ale brak Michaela Bradleya, który do tej pory występował w każdym meczu w tym sezonie MLS, okazał się kluczowy i The Revs przerwali imponującą serię drużyny z Ontario. Gospodarze rozegrali świetne zawody, mając kontrolę nad meczem od pierwszej do ostatniej minuty. Kolejny raz z bardzo dobrej strony pokazał się Lee Nguyen i coraz głośniej mówi się o nim w kontekście powołania do reprezentacji USA. Zadaniu sprostali także Diego Fagundez i Juan Agudelo. Toronto FC czeka na powrót reprezentantów do Kanady. TFC nadal królują w Konferencji Wschodniej i klasyfikacji o Supporters’ Shield, z kolei NE Revolution pną się w górę, ale na ten moment znajdują się siódmym miejscu, które nie zapewnia udziału w play-offach.

Welcome to the blue hell!

Dla piłkarzy Minnesoty wizyta na Children’s Mercy Park było wizytą w prawdziwym piekle. W pierwszej połowie osłabiony skład Sportingu KC oddał 17 strzałów, co jest rekordem w tym sezonie Major League Soccer. Spotkanie było bardzo jednostronne, ale należy podkreślić, że już w pierwszych minutach gry boisko musiał opuścić jeden z kluczowych graczy Minnesoty United – Miguel Ibarra. Piłkarze Petera Vermesa zamknęli rywali na własnej połowie, w dużej mierze we własnym polu karnym, a Tim Melia był bezrobotny. Dominację w doliczonym czasie gry w pierwszej połowie oddała przepiękna bramka Ike Opary.

Oprawa kibiców Sportingu KC: Welcome to the blue hell!, fot. Sporting KC

Po zmianie stron niewiele się zmieniło. The Loons raz po raz popełniali fatalne błędy w defensywie. Na szczęście dla Adriana Heatha nie wykorzystali ich wszystkich gospodarze, bo wtedy moglibyśmy być świadkami jeszcze większego pogromu niż w meczu FC Dallas – Real Salt Lake. Ostatecznie do siatki trafił jeszcze Soony Saad, dla którego było to pierwsze trafienie w tym sezonie, a w końcówce gwóźdź do trumny Minnesoty United wbił Saad Abdul-Salaam. Dla obrońcy był to z kolei debiutancki gol w lidze, choć na amerykańsko-kanadyjskich boiskach występuje już trzeci sezon. Lepszego odwetu za wyjazdową porażkę z 7 maja 2017 roku (Minnesota United 2:0 Sporting KC), piłkarze Petera Vermesa nie mogli sobie wymarzyć. Warto jeszcze dodać, że Tim Melia już ósmy raz w tym sezonie zachował czyste konto.

Minnesota United nadal czeka na swoje pierwsze wyjazdowe zwycięstwo (5 porażek, 2 remisy). Piłkarzom Adriana Heatha nie pomogła nawet liczna grupa kibiców wspierająca ich w meczu ze Sportingiem KC. Być może pomoże im Freddy Adu, do którego pomocną dłoń wyciągnął szkoleniowiec The Loons.

Will Bruin dobił starych znajomych

Po sześciu sezonach spędzonych w Teksasie Will Bruin zmienił barwy z pomarańczowych na zielone. Pod nieobecność Jordana Morrisa i Clinta Dempseya (zgrupowanie reprezentacji) miał pokazać, że potrafi wciąć ciężar gry na swoje barki i zrobił to, strzelając bramkę w 69’. Jedyną bramkę, która po sromotnej porażce z Columbus Crew w środku tygodnia dała komplet punktów aktualnym mistrzom MLS.

Will Bruin po strzelonej bramce, fot. Seattle Sounders.

Wilmer Carbera stworzył maszynkę do zdobywania punktów, ale to funkcjonuje głównie przed własną publicznością. Piłkarze Houston Dynamo na wyjazdach często są cieniem samych siebie. Tak było i tym razem. W dodatku dobił ich stary dobry znajomych – Will Bruin. Warto wspomnieć, że przed meczem swój pierścień za mistrzostwo dostał Dylan Remick, który aktualnie reprezentuje barwy Dynamo.  

Kendall Waston i Tim Parker po ostatniej bramce. Pierwszy strzelał, drugi asystował. Ten mecz należał do defensorów Whitecaps, fot. Vancouver Whitecaps
Tym razem słupki i poprzeczki nie przeszkodziły

W poprzednim tygodniu pisałam o tym, że Vancouver Whitecaps wyczerpali limit pecha przynajmniej do końca rozgrywek. Trzykrotnie obijali poprzeczkę Billa Hamida, stracili gola z rzut karnego podyktowanego po symulce Ortiza, a na koniec trafili z rzutu karnego w słupek i przegrali mecz.

Tym razem mierzyli się z Atlantą United, która u siebie jest niesamowicie groźna, na wyjeździe prezentuje się znacznie gorzej. Tymczasem to właśnie piłkarze Gerardo Taty Martino wyszli na prowadzenie po bramce Grega Garzy. Euforia nowej drużyny MLS nie trwała jednak długo, bo do akcji wkroczył Kendall Waston, który dwukrotnie wpakował piłkę do siatki, w tym raz strzelił… nogą! Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że to pierwsza taka bramka w jego wykonaniu, bo do tej pory jedynie główkował, głównie po stałych fragmentach gry. Tym razem jednak obrońca Whitecaps rozstrzelał się na dobre i do dwóch bramek dorzucił w końcówce asystę. Początkowo bramkę zaliczono Fredy’emu Montreo, ale wszyscy widzieli, że to Tim Parker wpakował futbolówkę do siatki i w ten oto sposób wszystkie cztery bramki strzelili w tym meczu obrońcy.

Pozostałe mecze

Po porażce z Orlando City w środku tygodnia i fatalnym błędzie Bill Hamid zapewnił DC United punkty w starciu z LA Galaxy. Świetna postawa bramkarza dała gospodarzom bezbramkowy remis z pięciokrotnymi mistrzami MLS.

Na Stade Saputo przyjechał Jesse Marsch z NY Red Bulls. Montreal Impact w poprzednim tygodniu pauzował, ale w ostatnim meczu piłkarze Mauro Biello rozgromili Portland Timbers. Tym razem tak łatwo nie było. Czerwone Byki dominowały niemal przez cały mecz, ale goście nie byli w stanie wykorzystać błędów defensywy. Ważną rolę odegrał w tym meczu Kyle Fisher, który powstrzymywał ataki lewego obrońcy Red Bulls – Kemara Lawrence’a. Impact wyprowadzili decydujący cios w drugiej połowie, a swoją pierwszą bramką w MLS zdobył sprowadzony w końcówce sezonu zasadniczego Blerim Džemaili.

Piłkarze Colorado Rapids pod wodzą Pablo Mastroeniego próbują wrócić do formy z poprzedniego sezonu. Szybko strzelona bramka i murowanie własnej bramki. Tak to w skrócie wyglądało. W ostatnim meczu z Columbus Crew pokazali jednak wszystkim, że potrafią atakować również w końcówce meczu. 80’ – do bramki Zacka Steffena trafia Kevin Doyle i mamy remis (w 61’ na prowadzenie wyprowadził gości Federico Higuain). 86’ – pierwszą bramkę w nowych barwach strzela Alan Gordon i Colorado Rapids po zwycięstwie ze Sportingiem KC wygrywa drugi mecz rzędu.

Na tygodniu też grali

Real Salt Lake przechodzi w tym sezonie samych siebie, można sparafrazować słowa Arkadiusza Malarza: „Kurwa, obudźmy się! Gramy w Realu Salt Lake! Realu Salt Lake! Kurwa!”. Komu jak komu, ale The Royals taka pobudka by się przydała. 1:5 od Houston Dynamo w nocy ze środy na czwartek, 2:6 w nocy z sobotę na niedzielę, o czym pisałam wyżej. Zmiana trenera wcale nie przyniosła oczekiwanej poprawy rezultatów, jest tylko gorzej. Przyzwyczailiśmy się do tego, że zawodnicy Houston Dynamo grają piękny futbol przed własną publicznością, ale w żadnym stopniu nie tłumaczy to tak tragicznej postawy Realu Salt Lake.

Najbardziej wyrównany był pojedynek New York City FC z NE Revolution. Obie drużyny zaprezentowały się z bardzo dobrej strony, a mecz zakończył się remisem 2:2. Standardowo mogliśmy podziwiać Davida Villę, Jacka Harrisona czy Lee Nguyena, ale najlepsze zagranie tego meczu to asysta Kelyna Rowe do Xaviera Kouassiego, dla którego było to premierowe trafienie w MLS. 

Columbus Crew rozgromili 3:0 aktualnych mistrzów MLS: Seattle Sounders, którym gra na wyjazdach idzie w tym sezonie bardzo opornie. W tym meczu istnieli tylko The Crew. Kolejne bardzo dobre zawody rozegrał Justin Meram i Federico Higuain. Piłkarze z Ohio chyba na dobre zapomnieli już o poprzednim sezonie i prezentują się tak, jak w 2015 roku, kiedy awansowali do finału MLS Cup.

Orlando City pokonali DC United. Pierwszą bramkę dla gospodarzy strzelił Cyle Larin, drugą Giles Barnes, ale należałoby ją zapisać na konto Billa Hamida, który popełnił katastrofalny błąd i właściwie sprezentował to trafienie Lwom z Florydy. Dla Orlando City była to pierwsza wygrana po sześciu meczach bez zwycięstwa (4 porażki, 2 remisy).

Komplet wyników 14. tygodnia MLS

New York City FC 2:2 NE Revolution (skrót)

Columbus Crew 3:0 Seattle Sounders (skrót)

Orlando City 2:0 DC United (skrót)

Houston Dynamo 5:1 Real Salt Lake (skrót)

Portland Timbers 2:0 SJ Earthquakes (skrót)

New York City FC 2:1 Philadelphia Union (skrót)

Sporting KC 3:0 Minnesota United (skrót)

Vancouver Whitecaps 3:1 Atlanta United (skrót)

DC United 0:0 LA Galaxy (skrót)

NE Revolution 3:0 Toronto FC (skrót)

Montreal Impact 1:0 NY Red Bulls (skrót)

FC Dallas 6:2 Real Salt Lake (skrót)

Colorado Rapids 2:1 Columbus Crew (skrót)

Orlando City 0:0 Chicago Fire (skrót)

Seattle Sounders 1:0 Houston Dynamo (skrót)

Najlepsza jedenastka 14. tygodnia MLS

Wszystkie  bramki 14. tygodnia MLS

Tabela Konferencji Wschodniej

Tabela Konferencji Zachodniej

Autor: Kasia Przepiórka

Redaktor Naczelna | Nie śpię po nocach, bo oglądam piłkę nożną... w USA, a za dnia o tym piszę. Z soccerem na dobre i na złe, od reprezentacji, przez MLS czy USL, aż do ligi uniwersyteckiej. Wbrew pozorom nie jestem szalona, zaglądam też na europejskie boiska (nie tylko w poszukiwaniu młodych talentów nadających się do reprezentacji USA). P.S. To prawda.

Zobacz również

Rozwój czy stagnacja? Inter Miami w sezonie 2022

Inter Miami zawsze wzbudza ogromne zaangażowanie postronnych widzów, mediów czy osobowości ze świata show-biznesu, generując ...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Discover more from Amerykańska Piłka

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading