Po „podwójnym” zwycięstwie New York Red Bulls w derbach swojego miasta, przyszła pora na porażkę w starciu z Columbus Crew.
4 lipca to bardzo istotny dzień dla wszystkich Amerykanów. Właśnie wtedy w 1776 roku ogłoszono Deklaracje niepodległości Stanów Zjednoczonych od Wielkiej Brytanii. Z tej okazji co roku miliony Amerykanów spędzają rodzinnie czas w domach, na festynach, a zdarzają się również tacy, którzy przychodzą na stadion, by zobaczyć swoją ukochaną drużynę.
Starcia Columbus Crew z New York Red Bulls zawsze przynoszą ogromną dawkę emocji, nie tylko ze względu na sąsiednie miejsca w tabeli. Od początku istnienia ligi zespoły te spotkały się już 61 razy (Crew 25 zwycięstw, Red Bulls 27 zwycięstw, 9 remisów), więc na Mapfre Stadium ciężko było wskazać żelaznego faworyta tej batalii.
Początek tego meczu należał do gości, którzy po raz drugi w sezonie chcieli pokonać The Crews w Ohio. Wszystko szło po ich myśli, gdyż już w 8 minucie po nieudanym wybiciu głową kapitana gospodarzy Michaela Parkhursta do piłki doszedł Felipe, który zapoczątkował wspaniałą kontrę. Brazylijczyk zagrał piłkę do Abanga, ten oddał ją do Bradleya Wrighta-Philipsa, by po chwili otrzymać długie podanie na sprint i bez najmniejszego problemu wyprzedzić doświadczonego austriackiego obrońcę Emanuela Pogatetza. Sam strzał to już finezza. 18-latek z Kamerunu uderzył piłkę w taki sposób, że mimo swojej przeciętnej prędkości, ani Steve Clark, ani nikt inny na świecie nie był w stanie tego obronić. Po utracie bramki całkowitą kontrolę nad meczem przejęli Czarno-Złoci. Wyróżniającą postacią był oczywiście Kei Kamara. Sierraleończyk rozgrywa najlepszy sezon w swoim życiu i nie ma co do tego wątpliwości. Finezja i ogromne wyrachowanie w jednym. Piłkarze CCSC wrzucali wiele piłek, często bardzo niedokładnych. Mimo to lider klasyfikacji strzeleckiej wygrywał dosłownie wszystko. Przyznam się, że był to dopiero drugi mecz w tym sezonie z udziałem Crew S.C., który widziałem, ale mam już wyrobione zdanie na temat tego zespołu. Kei Kamara jest dla nich jak tlen, a póki co nie widać dla niego realnej alternatywy.
Gospodarze przeprowadzali wiele ataków, ale brakowało w tym konkretu. W 33 minucie bramkarz Steve Clark zagrał długą piłkę na głowę Kamary, który zgrał ją wprost pod nogi kolegi z drużyny. Ethan Finlay jednym zwodem pozbył się francuskiego stopera Damiena Perrinelle i mocnym strzałem posłał piłkę w okienko bramki Luisa Roblesa. Trzeba przyznać, że była to dość zaskakująca akcja, po której poziom gry Czerwonych Byków mocno spadł.
Na drugą połowę podopieczni Gregga Berhaltera wyszli pełni świeżości. Justin Meram, Federico Higuaín dbali o to by Kei Kamara dostawał coraz więcej piłek, a on strzelał jak natchniony: to nogą, to tyłem głowy, to nożycami. Nikt tak, jak wiecznie uśmiechnięty napastnik The Black & Gold, nie zasługiwał na bramkę, a jednak cały czas czegoś brakowało. Jesse Marsch, widząc grę swoich podopiecznych, mógł dostać „białej gorączki”. Dokonywał kolejnych zmian, najpierw w 55’ Lloyd Sam za Seana Davisa (jak się potem okazało nie była to dobra zmiana), a 67 ‘ Sal Zizzo za jednego z lepszych zawodników w Red Bulls Anatola Abanga. Te zmiany nie dokonały wielkiej rewolucji, bo już siedem minut po swojej ostatniej roszadzie 41-letni trener Byków z Nowego Jorku oglądał drugą bramkę swoich przeciwników. To był koniec marzeń nowojorskiej drużyny na zwycięstwo w tym meczu.
Nadaremno doszukiwać się jedynej przyczyny porażki Nowojorczyków w tym meczu. Po pierwsze po zdobyciu bramki, całkowicie przysnęli. Ich pewność siebie przemieniła się w wadę, co szybko wykorzystali gospodarze. Drugim ważnym elementem była dominacja The Crews w środku pola. Na palcach jednej ręki można policzyć udane akcja drugiej linii zespołu gościu. Większość swoich ataków przeprowadzali skrzydłami, ale ekipa z Ohio szybko znalazła na nie receptę. Ostatnią znaczącą przyczyną porażki czerwonych było złe ustawienie Wrighta-Philipsa. Owszem Anglik zaliczył asystę przy trafieniu Anatola Abanga, lecz sam zaczął zagrażać bramce rywali dopiero po zejściu młodego Kameruńczyka, gdy Jeese Marsch przesunął go na pozycję klasycznej „9”.
MVP meczu: Kei Kamara
Oceny piłkarzy: (skala 1-10)
Columbus Crew:
Steve Clark – 7.5
Héctor Jiménez – 6
Michael Parkhurst – 5
Emanuel Pogatetz – 4.5
Waylon Francis – 6.5
Mohammed Saeid – 6
Tony Tchani – 6.5
Ethan Finlay – 8
Federico Higuaín – 7
Justin Meram – 7.5
Kei Kamara – 8.5
Kristinn Steindórsson – 5
Wil Trapp – brak oceny meczowej
Aaron Schoenfeld – brak oceny meczowej
New York Red Bulls:
Luis Robles – 7.5
Connor Lade – 5.5
Matt Miazga – 6
Damien Perrinelle – 4.5
Kemar Lawrence – 7
Felipe – 6
Sean Davis – 4
Mike Grella – 6
Sacha Kljestan – 6.5
Bradley Wright-Phillips – 7
Anatole Bertrand Abang – 7
Lloyd Sam – 5
Sal Zizzo – 5.5
źródło: własne, fot.: facebook.com/ColumbusCrewSC