Jak tam trzymacie się po tygodniu przerwy? Jeżeli myśleliście, że już mi się znudziło pisanie o tym, co w amerykańskiej piłce piszczy, to jesteście w błędzie. Co prawda w pierwszym odcinku napisałam, że nie obiecuję, iż seria będzie regularna, ale to nie dlatego ostatnio nic nie naskrobałam. Otóż powód jest niezwykle prozaiczny, przed tygodniem po prostu nic się nie działo, a nie miałam zamiaru kolejny raz rozdrabniać się na temat wybryków Zlatana, do których już wszyscy przywykliśmy. Na szczęście tym razem tematów nie brakowało, więc zaczynamy!
***
Mamy początek maja i dwóch trenerów, którzy stracili pracę w Major League Soccer. Pierwszy „poleciał” Anthony Hudson z Colorado Rapids, drugi Alan Koch z FC Cincinnati. Co łączy tych dwóch szkoleniowców? Obaj odważyli się powiedzieć, że ich piłkarzom brakuje nieco jakości i bez odpowiednich wzmocnień raczej trudno będzie osiągnąć dobre wyniki. Co więcej, obaj mieli rację i w obu przypadkach nie zdecydowano się rozwiązać kluczowego problemu, jakim jest ściąganie piłkarzy, którzy są po prostu najzwyczajniej w świecie przeciętni i mocno odstają od zawodników z topowych drużyn, a sięgnąć po środki zastępcze. W końcu zdecydowanie łatwiej jest zwolnić trenera niż przyznać się do złej polityki transferowej.
Do tej pory bardzo ceniłam sobie fakt, że w MLS nie zmienia się trenerów jak rękawiczek. W ostatnim czasie niestety Major League Soccer zaczyna mi nieco przypominać Ekstraklasę, co samo w sobie jest przerażające. Owszem, zdarzało się, że niektórzy trenerzy za długo zasiedzieli się w jednym miejscu, ale wciąż są to jednak wyjątki. Wracając samego zwolnienia dwóch trenerów: Anthony Hudson odmienił styl Colorado Rapids, co do tego nie mam wątpliwości. Wciąż pozostawał jednak jeden problem: brak wyników. Nie da się zatuszować faktu, że drużyna z Denver nie wygrała jeszcze w tym sezonie meczu. Nie da się też zatuszować faktu, że w zespole grają piłkarze, którzy w topowych drużynach MLS mieliby problem z załapaniem się na ławkę rezerwowych. Owszem, Colorado Rapids potrzebowali zmiany. Nie jestem jednak pewna, czy potrzebna była tutaj zmiana trenera. Skłaniałabym się raczej ku zmianie kilku zawodników i ściągnięciu solidnych obrońców, którzy nie dopuszczaliby się do błędów na wagę straty punktów w niemal każdym meczu. Nie wiem, kto obejmie teraz stary Rapids, ale z pewnością nie będzie miał łatwego zadania.
Jeszcze ciekawiej wygląda sytuacja Alana Kocha z FC Cincinnati. 2 maja udzielił wypowiedzi, w której stwierdził, że jakość piłkarzy aktualnie nie pozwala na więcej i przydałyby się transfery. 7 maja stracił pracę. Jakby tego było mało w oficjalnym oświadczeniu na stronie internetowej klubu dyrektor generalny i prezydent w jednej osobie stwierdził, że nie jest to spowodowane słabymi wynikami (w ostatnich pięciu meczach Cincy nie strzelili nawet jednego gola), a faktem, że „po serii ostatnich problemów i pogorszeniu się atmosfery, nadszedł czas na odświeżenie zespołu i skupienie się na drużynie”. W dodatku „nawet nie zbliżyliśmy się do wydobycia maksimum potencjału z piłkarzy, których mamy do dyspozycji, ani nie widzieliśmy budowania fundamentów, które zbliżyłyby klub do sukcesów w tym i przyszłym roku”, tak więc żegnamy się z trenerem. Trudno, proszę poszukać pracy gdzie indziej.
Myślę, że warto tutaj dodać, że Koch w poprzednim roku właśnie z tym klubem zdobył mistrzostwo sezonu regularnego w USL, został wybrany trenerem roku i na litość boską miał pełne zaufanie włodarzy klubu, którzy popierali jego działania. Wiadomo, że różnica pomiędzy USL a MLS jest naprawdę znacząca i nie mówię, że w Cincy grali wybitny futbol. Prawdą jest natomiast, że Koch osiągnął jeden z najlepszych wyników z expansion team w historii ligi na starcie sezonu. Zwalnianie gościa po jedenastu meczach to jednak trochę nieporozumienie. Tylko Eddie Firmani (8 meczów, 1996 MetroStars) i Thomas Rongen (10 meczów, 2005 Chivas USA) szybciej stracili pracę. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że zarówno Hudson, jak i Koch mieli rację: w obu tych drużynach brakuje jakości i potrzeba transferów, jeżeli kluby chcą poważnie myśleć o awansie do play-offów i sukcesach już w tym sezonie…
***
2 maja w nocy byliśmy świadkami rewanżowego finału Ligi Mistrzów CONCACAF. Z bólem serca przyglądałam się rywalizacji Tigres z Monterrey. Co roku przeżywam niemal ten sam koszmar: oglądając występy klubów MLS w CCL, łudzę się, że tym razem będzie inaczej. Rzecz jasna bardzo szybko jestem sprowadzana na ziemię, zresztą, nie oszukujmy się, całkiem słusznie.
Świadomość jak wiele brakuje Major League Soccer do Ligi MX, naprawdę boli. Jeszcze bardziej boli fakt, że jedna rzecz bardzo ułatwiłaby rywalizację z meksykańskimi potęgami. Patrzę na składy klubów Ligi MX i widzę niemal całą jedenastkę Designated Player i kadrę złożoną z graczy zatrudnionych na skomplikowanych MLS-owych warunkach (TAM i inne takie, nie o tajnikach transferów MLS w tym momencie). Może czas wreszcie trochę zmienić zasady i np. podnieść salary cap? Dacie wiarę, że na starcie ligi salary wynosiło $1,13mln, a dzisiaj wynosi niewiele ponad $4mln? Wpisowe do MLS nie wynosi już $5mln (1996) a $200mln (2019), liga się rozwija, podpisywane są rekordowe umowy sponsorskie etc., ale zarobki piłkarzy nie rosną. W dodatku wymaga się, że do ligi będą przychodzili coraz lepsi piłkarze, kadra będzie naprawdę wyrównana, w końcu pojawią się sukcesy w LM CONCACAF, a piłkarze będą grali na bardzo wysokim poziomie w meczach co kilka dni przy ogromnych odległościach, z jakimi mamy do czynienia w Major League Soccer. No chyba nie tędy droga… Wróćmy w tym momencie na chwilę do Anthony’ego Hudsona i Alana Kocha, którzy po prostu powiedzieli, jaka jest rzeczywistość, za co oberwali rykoszetem. Jestem niemal przekonana, że gdyby Koch publicznie nie skrytykował jakości piłkarzy i potrzeby transferów, to nawet z tymi przeciętnymi ostatnio wynikami, wciąż trenowałby FC Cincinnati.
***
Na koniec kilka słów o MLS All-Star Game. Potwierdziło się, że tegorocznym rywalem drużyny gwiazd MLS będzie Atlético Madryt. Oczywiście maszyna już ruszyła i mamy do czynienia z pierwszymi akcjami promocyjnymi. Carlos Vela i Antoine Griezmann na Twitterze czy Diego Forlán odwiedzający stadion Orlando City, etc.
Zdaję sobie sprawę, że wiele osób się ze mną nie zgodzi, ale niemal kompletnie nie interesuje mnie MLS All-Star Game w takiej formie. Nie kupuję rywalizacji „najlepszych” piłkarzy MLS z europejskimi drużynami światowego formatu. Rozumiem jednak, że trzeba zrobić show, hajs się musi zgadzać i mimo wszystko wpływa to na promocję ligi w Europie. Jednak mnie, jako kibica Major League Soccer ten mecz naprawdę średnio obchodzi. Wybory niektórych piłkarzy są wyborami kompletnie niezrozumiałymi i oczywistym wręcz jest, że nie mamy do czynienia z najlepszymi piłkarzami MLS, a z największymi gwiazdami i najbardziej medialnymi zawodnikami. Traktuję ten mecz raczej jako show, wydarzenie medialne, ciekawostkę czy swego rodzaju tradycję, nic więcej.
Znacznie bardziej interesowałby mnie mecz pomiędzy Konferencją Wschodnią a Zachodnią z udziałem rzeczywiście najlepszych piłkarzy. Jeszcze bardziej, co zresztą wielokrotnie już podkreślałam, interesowałoby mnie tego typu spotkanie, ale pomiędzy Major League Soccer a Ligą MX. Wydaje mi się, że przed telewizorami zasiadłoby zdecydowanie więcej widzów. MLS All-Star 2018 przeciwko Juventusowi w ESPN i UniMás oglądało ok. 950k kibiców, rok wcześniej przeciwko Realowi Madryt w Univision i Fox Sports 1 oglądało ok. 1,9mln kibiców, co oczywiście jest rekordem. Same mecze Ligi MX są częściej oglądane w USA, np. w maju 2017 roku mecz Chivas z Tigres na Univision oglądało ok. 2,8mln osób, w tym samym roku Chivas z Americą w lutym oglądało 2,43mln, a jakby nie patrzeć, to ten sam rok, w którym pobito rekord oglądalności MLS All-Star Game w USA. Niech mi ktoś powie, że zorganizowanie meczu All-Star pomiędzy MLS a Ligą MX nie ma sensu. Oczywiście taki mecz pozostaje w strefie marzeń, bo w najbliższym czasie nie spodziewałabym się odejścia od obecnego formatu. Oznacza to jednak, że cały czas będę do tego podchodzić bez emocji.
***
Trochę się rozpisałam, więc pasowałoby zakończyć te przepiórcze przemyślenia, wylądować i wrócić do rzeczywistości. Mam nadzieję, że słyszymy się za tydzień i będzie o czym pisać.