Newsy
Strona główna / MLS / Aktualności / #11 Pamiętniki z Miasta Aniołów

#11 Pamiętniki z Miasta Aniołów

Co ja robię ze swoim życiem? Czemu jestem takim masochistą? Czemu oglądam ten gwałt ze szczególnym okrucieństwem i nie reaguje w żaden sposób? Przecież za to dostaje się 15 lat albo i więcej.

Jefferson Savarino strzela bramkę na 4:1. Po raz kolejny myślę sobie: w sumie to śmieszne, że od początku sezonu piszę, przemawiam, zarażam ludzi swoją apokaliptyczną wizją upadku tego zespołu, a nikt mnie nie słucha. Każdy moje teksty bierze z dystansem – niech sobie młody popisze, przecież w Stanach wszystko odbywa się inaczej i on nie ma prawa tego wiedzieć. Kto zwalnia trenera po kilkunastu gorszych spotkaniach?!
Niech będzie – nie znam się.

Jakieś pięć minut później ten sam zawodnik (szerszej publiczności bliżej nieznany, z kontraktem DP, co jest moim zdaniem chore) trafia futbolówką do pustej bramki. Diop obronił kąśliwy strzał Rusnaka, ale obrońcom nie chciało się ruszyć swoich tyłków (na razie staram się być grzeczny), bo niby po co? Przecież 1:4 czy 1:5 to jeden pies. Kto by na to patrzył. I w jednym i w drugim przypadku punktów się nie dostaje, a honor… Ludzie, żyjemy w XXI wieku, honor jest wartością marginalną, liczy się szpan i dobra focia na IG.

Kiedy starałem się opanować swoje emocje – jeszcze raz to napiszę, brechtałem się z nieudolności The Gals. Oczywiście był to śmiech przez łzy, bo dawno nie widziałem takiego zgnojenia, najbardziej utytułowanego klubu w MLS i nagle… pada szósta bramka.

Rozpieprzyć ten telewizor? Nie warto, jak im nie zależy, to droga na krzyż i niech idą obrabiać winorośle na pobliskich farmach. Nikt za brakiem sportowej ambicji, płakać nie będzie. 

Po serii niefortunnych zdarzeń ze środowego poranna zrozumiałem Bruce Arene. Zrozumiałem, czemu na nich nie stawiał, czemu wolał, by grali ogony.

On, będąc na miejscu w Carson, widział i wiedział, że to nie są ludzie do grania w piłkę. Nie mają ambicji, woli walki, chęci i przede wszystkim umiejętności, by stanowić o sile przyzwoitego klubu na najwyższym stopniu rozgrywkowym.

Napisałem o nich jako o młodzieży, ale czekajcie, przecież to są ***** dorośli faceci, którzy za kopanie piłki, zarabiają więcej, aniżeli wynosi roczna średnia dochodu jednego obywatela w Stanach Zjednoczonych, a mimo to nie traktują swej pracy poważnie. Poszerzanie percepcji, wpojenie młodym odpowiedniej mentalności – już na tym poziomie coś żeście drodzy trenerzy młodzieżówek spartaczyli.

Zagraliśmy 3 mecze w ciągu kilku dni

Spodziewaliście się tego? Brawo Dave, brawo Curt – dokonaliście historycznego odkrycia. To wszystko, przez te cholerne trzy mecze w ciągu tygodnia, które zagrał każdy mocny zespół, a jakoś żaden z nich się tak nie skompromitował. Brakuje mi tego u Onalfo, żeby powiedzieć szczerze: daliśmy dupy (może mniej dosadnie). Zamiast tego słyszmy jakby zaprogramowane frazesy, najpierw mówi, że to niedopuszczalne i nic tego nie wytłumaczy, a później: no bo doświadczeni zawodnicy, no bo ilość meczów.

Dla mnie jako przeciętnego fana piłki nożnej jest czymś oczywistym, że jeśli chcesz przetrwać trudny sezon, to musisz mieć piłkarzy, niekoniecznie tak samo dobrych, ale takich, którzy nadają się do gry na danym poziomie rozgrywkowym, a ta „młodzież” się-nie nadaje! 

Dzisiaj napiszę trochę więcej o tej specyficznej grupie remonotowo-włamaniowej (nazwa operacyjna: MŁODZIEŻ) w szatni LA Galaxy.

Pierwszym znamienitym członkiem jest Bradley Diallo. Pisałem już o nim, wtedy pochlebnie, ale natury nie oszukasz: człowiek może opuścić wieś, ale wieś człowieka nigdy nie opuści – tak to działa. W tym kontekście Diallo może zagrać kilka dobrych meczów, ale jak już zawali, to mury runą i jest kaplica. Ma odpały charakterystyczne, dla piłkarzy, którzy przez długi czas zawodowo nie grali w piłkę i na pewnym etapie, coś zatracają. Nie będzie wielkim piłkarzem, bo na dobrą sprawę dopiero w tym roku zaczął grać na poważnie – chodzi o poziom ligi, bo poważnym piłkarzem to nie jest i pewnie nigdy nie będzie. W tym roku kończy 27-lat i ciężko czegokolwiek się po nim spodziewać.

Pora na wybitnego bramkarza. Casillas, Kameni i Kuszczak w jednym – przed wami jednokrotny reprezentant Senegalu: Clement Diop. 23-latek, który na szczeblu MLS ma jeszcze niewielkie szanse na zaistnienie. Problem jest identyczny jak w przypadku kolegi wyżej. Podczas meczu gra dobrze, gdy nagle robi coś tak bardzo absurdalnego, że zwykły zjadacz chleba, nigdy w życiu nawet by nie pomyślał o rzeczy tak surrealistycznej. I tak było w tym meczu. Kilka dobrych interwencji, po czym wpuszcza strzał, który leci centralnie w jego stronę. Już nawet nie chodzi o to, że musisz się wysilać, jakąś wirtuozerską interwencją. Po prostu stój i czekaj, aż się od ciebie odbije – nie, dla niego to zbyt banalne. W tym właśnie problem – na moje nie ma głowy do bronienia.

Ariel Lassiter – Mam być szczery? Nigdy nawet nie zbliży się do poziomu ojca. Co prawda Roy w wieku 23 lat również wybitny nie był, ale dysponował na tyle dużymi umiejętnościami, że w 1992 roku został powołany do kadry. A Ariel? Od lat mówi się o nim, że będzie niegdyś stanowił o sile pierwszej drużyny, ale póki bliżej od zdobywania bramek jest mu do wybijania szyb na szczytowych piętrach wysokich biurowców w centrum Los Angeles. Smutne to, ale prawdziwe. Jeżeli chce coś osiągnąć, to musi się ogarnąć – ma na to połowę sezonu, bo na drugi tak biedny w ataku rok, włodarze Galaktycznych na pewno już nie pozwolą, przez co znów trafi do rezerw.

Jack McBean – pamiętam jak w debiucie, wszyscy się jarali, 17-latek strzelił gola w debiucie. Niesamowite. To był jego jedyny mecz w sezonie, 23 października 2011 roku. Drugi występ zaliczył półtora roku później 3 marca 2013 roku – 8 minut w rozstrzygniętym już meczu z Chicago Fire. Tak o to z hukiem zagościł w składzie Bruce’a Areny. Żeby było śmieszniej po kilku występach w 2013, Bruce skreślił go z listy „liczących się młodziaków” i kolejny występ w pierwszej drużynie zaliczył w czerwcu 2016 roku. Lata mijały, kolejne pokolenia wyrastały, a wielki Jack z utalentowanego 17-latka wyrósł na drewnianego 23-latka, którego nie cierpię oglądać na boisku. Napisałbym, że nic z niego nie będzie, ale po tej krótkiej biografii, zdążyliście się już domyśleć, co o nim myślę.

Raul Mendiola – nic się nigdy po nim nie spodziewałem i wedle oczekiwań, niczym mnie nie zaskoczył. Arena próbował dać mu szansę – nie wyszło. Aktualnie rozgrywa swój czwarty sezon w barwach LA, a licznik minut wybił całe 466 minut (116,5 minuty na sezon).

Nathan Smith – człowiek, który trochę nie pasuje do tego grona, jednak jest wyszkolony przez LA i również jest w wieku, w którym piłkarz liczący się w MLS, powinien zacząć kąsać. Gra, jeżeli jest taka potrzeba, ale furory nie robi.

Jaime Villareal – młodszy z braci, ten mniej utalentowany. W klubie od 2014 roku jednak nigdy nie wpadł w oko Arenie i szlifował umiejętności w USL. Przez trzy lat stanowił o sile bardzo przeciętnej drużyny i Onalfo postanowił dać mu szansę w tym roku. Powiem tak. Boi się grać i przez to jest niewidoczny. Nie podejmuje ryzyka jak brat, któremu zdarza się posłać podanie pt. klękajcie narody i wplątać przez to zespół w potężne tarapaty, ale kto nie ryzykuje, ten szampana nie pije, a słyszałem, że szampan to dobry napój, więc raczej warto.

Jose Villareal – ma już 24 lat i rozgrywa swój szósty sezon. Wychowanek, rzucany przez los na wszelkie możliwe pozycje dwóch przednich formacji. Grał już na napadzie, grał na skrzydle, a aktualnie jest środkowym pomocnikiem. Swoją drogą to dla niego dobra pozycja, bo ma solidny przerzut i niezłą finezję przy zagraniach. To wszystko jest jednak mocno niedopracowane i nieoszlifowane, przez co spora część jego podań nie dochodzi do partnerów z boiska.. Jeżeli marzy o byciu dobrym – powinien już zaczynać.

Wisienka na torcie. Człowiek, w którym osobiście upatruje przyszłego członka podstawowego składu, jednak to już ostatni dzwonek. Podobnie jak w przypadku Jose, Bradford Jamienosn IV, jak na 21-letniego piłkarza jest zupełnie niezorientowany. Nie wie, jak ma grać, co ma grać, z kim ma grać. W jednym meczu (2:6) zagrał na pozycjach: napastnika, obu skrzydłowych, ofensywnego pomocnika i środkowego pomocnika. Pytanie: o co chodzi? Jak ma się ukształtować, skoro rzuca się go z kąta w kąt. Jak ma stanowić o sile zespołu, skoro nie zdąży się dobrze rozgrzać, a już zmienia strefę na boisku? Nie wiem, czy nadaje się na napastnika – ma ogromne problemy z wywalczeniem sobie pozycji, co jest spowodowane jego masą, a raczej brakiem masy. Dysponuje za to ponadprzeciętną szybkością i niezłym dryblingiem, co predysponuje go do gry w formacji z dwoma napastnikami lub na skrzydle.

LAFC

– Wesley Sneijder. Słyszałeś o nim?
– No słyszałem.
– To weź puść mediom, że się nim interesujemy.
– Nie za dużo tych plotek transferowych?

I wtedy ten pierwszy spojrzał na tego drugiego z pogardą. Plotki transferowe? A skąd. Generalnie to już wszyscy byli już przymierzani do Expansion Team 2018. Najpierw moda na tańce egzotyczne „latino-mexicana”, potem na ekskluzywny lumpeks w Manchesterze, a teraz (w tym miejscu niech każdy pomyśli o jednej rzeczy, która kojarzy mu się z Holandią) … Wesley Sneijder. Ja nie hejtuje, Broń mnie Panie Boże. Zawsze lubiłem, doceniałem, szanowałem holenderską legendę futbolu, bo gdy byłem jeszcze małym chłopcem, to Wesley rósł w siłę i należy uczciwie przyznać, że kozaczył na boisku. Kolejno w Ajaxie, Realu, a potem w Interze. I gdy wszystko układało się tak dobrze, nagle przyszedł Stramaccioni i cały misterny plan legł w gruzach.

– Wiesz co Wesley. Idź sobie. Nie potrzebuję cię.

Tak to mniej więcej wyglądało. Murzyn zrobił swoje, murzyn może opuścić lokal i pójść sobie gdzie indziej. Wylądował w Turcji. Ciepło chociaż. Kasa chociaż. I to tyle plusów. Zasadniczo Turcja to bardzo dobre miejsce do kontynuowania kariery, głównie po to, by sobie dorobić, bo zboża są dosyć obfite w gotówkę.

Nie będę cwaniaczył – nie oglądam ligi tureckiej, więc nie napisze nic, co mogłoby wam poprzestawiać bebechy. Staty ma dobre, jednocześnie uważam, że przydałaby mu się zmiana otoczenia. Dla dobra sprawy przestalkowałem życie towarzyskie i portale plotkarskie, w celu zweryfikowania, czy potencjalny transfer, ma w ogóle prawo wypalić.

Krążą takie pogłoski, że Los Angeles w Kalifornii jest dość kuszącym miastem. W skrócie można się zabawić i odstawić grę w kąt.

Ale pozytywnie się zaskoczyłem – nic burzliwego na temat życia Wesleya nie znalazłem – to ma prawo się udać. 3,5 miliona baksów za 12 miesięcy. Żyć nie umierać. Pozostawiam to jednak z dystansem, bo nie zapominajmy o jednym ważnym, a nawet bardzo ważnym szczególe – LAFC mają na ten moment dwóch ananasów, którzy z trudem wytrzymują „mordercze” tempo USL. I nikogo więcej. Trenera też nie znaleźli, nawet się nie łudźcie. Zamiast tego od rana jestem zasypywany kolejnymi plotkami transferowymi – kolejny raz nawiąże do United. Nie, żebym coś do nich miał, ale oni (ogólnie cała Anglia, ale oni w szczególności) lubią robić szum. Właściwie to pismaki robią szum, ale klub nie jest bez winy. Otóż kolejny raz, kogo to oni nie kupią i kogo to oni nie obserwują. Później okazuje się, że podczas gdy oni wysyłają wielkie delegacje eleganckich dżentelmenów ubranych w najdroższe garnitury na Wyspach, w to samo miejsce przyjeżdża zagraniczniak, nie aż tak elegancki i po prostu nakłania gościa do złożenia podpisu. Tak to działa. Bije tu do Renato Sancheza, który już witał się z manchesterską gąską, a jednak… nic z tego. W sumie na jedno wyszło, bo chociaż zdobył mistrzostwo kraju, to sam nie przejdzie do historii tego tytułu jako ważna persona.

Co jeszcze. Filmik był fajny. Nie będę się rozpisywał. Sami spojrzyjcie.

Ogólnie rzecz biorąc, dochodzimy do momentu, w którym się z wami pożegnam po raz pierwszy. Napisałem, podałem filmik i myślę, że dziś nie było aż tak nudno. Dziękuje, że tu dotarliście, życzę miłego weekendu i ładnej pogody, bo ciągle pada i ogólnie beznadziejnie to wygląda zza okna. Dobranoc.

P.S.

Właśnie… Przypomniało mi się, o rezerwach 0:9. Tak. 0:9! Zespół z tej samej ligi pokonał Galaxy II dziewięcioma golami. Przedstawiciele obu sztabów trenerskich, zarówno pierwszej, jak i drugiej drużyny, powinni nawzajem się zapytać: „czy to już? Czas na mały blues”. Zresztą włodarze, zarząd i wszyscy ważni też powinni otworzyć swoje umysły i dostrzec coraz ciemniej żółtą lampkę palącą się na StubHub Centre, bo grunt się pali i wszystko pomalutku zmierza do najgorszego.

Naprawdę 2:6 z najgorszą drużyną i 0:9 z kimkolwiek to jakaś paranoja… Tak tylko chciałem przypomnieć. Do zobaczenia za tydzień. Ciao.

Autor: Wiktor Sobociński

https://www.amerykanskapilka.pl/wp-content/uploads/2015/05/logoameryka.jpg
Zastępca Redaktora Naczelnego | Pochodzi z Bydgoszczy i mimo młodego wieku o sporcie w USA wie bardzo dużo. Sportem interesuje się od dziecka i żadnej dyscyplinie nie zamyka drzwi – ot, to fan sportu jak się zowie. Z MLS związany formalnie od 2014 roku, jednak historii tej znajomości należy się doszukiwać kilka ładnych lat wcześniej. Z chęcią przygląda się grze Chicago Fire i LA Galaxy. Do jego pasji można również zaliczyć stare filmy oraz oldschoolową muzykę (lata 50.-80.).

Zobacz również

Adam Buksa – analiza ligowych goli w sezonie 2022

Cztery bramki (najwięcej w zespole) w tym sezonie MLS zdobył nasz reprezentant Adam Buksa grający ...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Discover more from Amerykańska Piłka

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading